Podajemy nasze typy tegorocznych zagranicznych wydawnictw, na których partie bębnów są więcej niż tylko tłem!
Bębniarki i Bębniarze! Rok właśnie dobiegł końca i jest to niezmiennie czas wszelkiego rodzaju podsumowań. Nie chcemy być gorsi i w tym roku proponujemy Wam serię przygotowanych przez nas rankingów tego, co zwróciło naszą uwagę w 2016 r..
Na “drugi ogień” idą najciekawsze płyty mijającego roku, tym razem zagraniczne. Oczywiście interesują nas wyborne kompozycje, pamiętne riffy, cudowne melodie i takież partie wokalne, wirtuozerskie lub nośne solówki gitarowe i klawiszowe. Zamierzamy jednak przede wszystkim zwrócić Waszą uwagę na doskonałą robotę perkusistów, którzy dwoili się i troili układając swoje partie tak, aby utwory na tych wszystkich albumach grzały do przodu z odpowiednim szwungiem, bujały, zmuszały do headbangingu, tańca czy skakania lub najzwyczajniej w świecie dostojnie płynęły, dając słuchaczowi przestrzeń na zamyślenie i refleksję.
To z pewnością BĘDZIE ranking całkowicie subiektywny, w którym znajdą się te płyty i zawarte na nich wykonania, które najbardziej wryły się w pamięć redakcji BeatIt. Ktoś może uznać, że nasz wybór jest niepełny lub nawet zły. Prosimy wówczas nie strzelać do nas ostrą amunicją werbalną. Piszcie do nas, podzielcie się swoimi opiniami, a być może będzie z tego suplement do tego zestawienia!
Najciekawsze zagraniczne albumy 2016 wg BeatIt:
Periphery – “Periphery III: Select Difficulty” (perkusista: Matt Halpern)
Najnowsze dzieło ekipy Periphery zapiera dech w piersiach, zarówno pod względem aranżacji, pomysłów, jak i brzmienia. We wrześniu mieliśmy okazję przekonać się, jak na żywo prezentuje się przepełnione groovem i ciężarem jednocześnie granie Matta Halperna. Wypadł tak samo wybuchowo, jak na płycie. Dziwne metrum? Nic trudnego, Matt przyprawił to jeszcze dzikimi akcentami, świetnie wpasowanymi duszkami i blastami. Smakuje wybornie!
Gojira – “Magma” (perkusista: Mario Duplantier)
O nowym albumie zespołu Gojira można powiedzieć: moc! Ciężar przeplata się tutaj z całkiem chwytliwymi partiami (prosimy nie mylić tego z popowymi refrenikami w modnym niegdyś stylu metalcore). Wszystko na tej płycie jest bardzo przemyślane. Partie bębnów, które nagrał Mario Duplantier są przede wszystkim bardzo solidne i pomysłowe. Stopka perfekcyjnie współpracuje z resztą instrumentów. No i ten przepiękny bell używany wtedy, kiedy najmniej się go spodziewamy. Brawo!
Joe Bonamassa – “Live at the Greek Theatre” (perkusista: Anton Fig) / “Blues of Desperation” (perkusiści: Anton Fig, Greg Morrow)
Dwie płyty Zbawcy Bluesa w tym roku. Koncertowa to hołd muzyka dla trzech legend bluesa: B.B Kinga, Alberta Kinga oraz Freddiego Kinga. Za bębnami Anton Fig, który gra z funkową energią i radością zamiast bluesowej nostalgii, wplatając wiele ciekawych zagrywek, co odświeża odbiór tych standardów. Z kolei album studyjny przynosi doskonałe odświeżenie formuły bluesrockowej, a perkusiści Anton Fig i Greg Morrow pięknie w tym pomagają.
Terrace Martin – “Velcet Portraits” (perkusista: Ronald Bruner Jr.)
Solowa płyta cenionego producenta, który szerzej znany jest ze współpracy z gwiazdami hip-hopu. Tutaj jednak zawarł to, co jest dla niego najważniejsze – soul, R&B i funk. Genialny Roland Bruner Jr. da się tu opisać terminem “człowiek-groove”. Wszystko na najwyższym poziomie wykonania. Kto widział tego perkusistę na żywo ten wie, że tutaj nie ma przypadków.
DeJohnette/Coltrane/Garrison – “In Movement” (perkusista: Jack DeJohnette)
Jack DeJohnette współpracował z Johnem Coltrane’m ponad pół wieku temu. Teraz nadszedł czas na powiew świeżości, więc do akcji wkroczył syn Coltrane’a Ravi, a także syn basisty Coltrane’a Matthew Garrison. Tworzą trio, które na nowo odkrywa muzyczne zakamarki, w które zagłębiali się przodkowie. Na płycie usłyszeć można nowe utwory, a także własne aranżacje dzieł np. Milesa Davisa. Gra Jacka DeJohnette jest tutaj bezkompromisowa, czysta esencja jazzowego feelingu. Czapki z głów!
Rival Sons – “Hollow Bones” (perkusista: Michael Miley)
Tak brzmi rock’n’roll w roku 2016! Bardzo wyraźne inspiracje Led Zeppelin, wszystko jednak okraszone jeszcze brudniejszym brzmieniem, klawiszami i nutką stonerowej masywności. Bardzo wyraźna jest tutaj rola perkusji, miłośnicy osadzonych groove’ów oraz Jasona Bonhama będą wniebowzięci. Michael Miley oprócz niesamowitego feelingu jest też bardzo widowiskowym bębniarzem, o czym mieliśmy okazję przekonać się podczas ich koncertu przed Black Sabbath w czerwcu.
Meshuggah – “The Violent Sleep of Reason” (perkusista: Tomas Haake)
Muzyka zespołu Meshuggah od kilku płyt nie ewoluuje zbytnio, oraz nie odkrywa nowych obszarów dźwiękowych. Nie ma też czystych wokali lub ballad. I bardzo dobrze! Tomas Haake dalej zadziwia wprowadzanymi przez niego podziałami, a także zegarmistrzowską wręcz precyzją. Dla wielu jest i będzie niedoścignionym wzorem.
Metallica – “Hardwired… To Self-Destruct” (perkusista: Lars Ulrich)
Tak, Megadeth, Testament i Anthrax wydali nowe płyty w tym roku i są one prawdopodobnie ciekawsze, a Chris Adler, Gene Hoglan i Charlie Benante to perkusiści o niebo (piekło?) lepsi technicznie. Jednak tak się jakoś składa, że to o tym albumie wszyscy mówią i piszą od kilku tygodni i to ten album okupuje pierwsze miejsca list sprzedaży na całym świecie. Jedna z płyt tego roku, czy komuś się to podoba, czy nie.
Leonard Cohen – “You Want It Darker” (perkusista: Brian MacLeod)
Ta płyta to pożegnanie Artysty z naszym łez padołem. Piękna płyta. Najlepsza od lat. Perkusista nie mógł przeszkadzać w realizacji takiego planu, musiał być zawodnikiem z najwyższej półki, który nie zagra nic wielkiego, ale najlepiej na świecie. I jest. Brian MacLeod to as sesyjny z trzydziestoletnim stażem, który współpracował z największymi amerykańskiej estrady.
David Bowie – “Blackstar” (perkusista: Mark Guiliana)
Właściwie trzeba w tym przypadku napisać to samo, co o płycie Leonarda Cohena. Tyle, że perkusyjnym asem jest tutaj jedna z najjaśniej świecących gwiazd perkusyjnych ostatnich lat – Mark Guiliana. Gra oszczędnie, z wyczuciem i smakiem. Za 20 – 30 lat będzie to punkt odniesienia dla wszystkich chcących grać dla piosenki, nie dla siebie.
Devin Townsend Project – “Transcendence” (perkusista: Ryan van Poederooyen)
Devin Townsend to artysta bardzo nietuzinkowy. Chciałoby się rzec – szalony. W tym swoim szaleństwie łączy industrial, operę, symfonię, a wszystko to podlane ciężkimi riffami. Cudo. W tym procederze perkusyjnie pomaga mu bardzo dokładny, muzykalny i kreatywny Ryan van Poedrooyen. Gratulujemy!
The Mute Gods – “Do Nothing Till You Hear From Me” (perkusista: Marco Minnemann)
Bardzo dobrej jakości prog-rock. Liderem jest Pan, którego kojarzyć można choćby z Kajagoogoo, który z resztą bardzo wpasował się w klimat swoim ciekawym śpiewem oraz soczystymi partiami basu. Udziela się tu również znany i lubiany Marco Minnemann – i w tym momencie nie można zrobić nic, oprócz przyznania, że dalej jest geniuszem.
Dream Theater – “The Astonishing” (perkusista: Mike Mangini)
Po prawie 6-cio letnim okresie grania z Mike’iem Manginim zespół trzyma ten sam poziom. Dalej mamy perkusję, która czaruje, zachwyca, wpędza w kompleksy itd. Jeśli taka ma być rola tej formacji, to zgadzamy się w 100%.
Will Calhoun – “Celebrating Elvin Jones” (perkusista: Will Calhoun)
Nagranie płyty-hołdu dla tak wielkiej indywidualności muzycznej i perkusyjnej, jaką był Elvin Jones, wymaga od hołdującego czegoś więcej niż tylko zmałpowanie stylu. Trzeba rozumieć skąd ten styl się wziął, jak rozwinął, a nie zaszkodzi też wnieść coś od siebie. Naszym zdaniem ta sztuka Willowi Calhounowi się udała.
King Crimson – “Live in Toronto” / “Radical Action to Unseat the Hold of Monkey Mind” (perkusiści: Pat Mastelotto, Gavin Harrison, Bill Rieflin)
Pojedyncza płyta i box portretujące najświeższe wcielenie King Crimson z trzema perkusistami, chyba najciekawsze od lat. Plusów jest kilka: świetny, stylowy wokal Jako Jakszyka, powrót do klasycznego repertuaru i fakt, iż bębniarze z najwyższej możliwej półki nie próbują się wzajemnie prześcigać, uzupełniając swoje partie. Nawet zabieg usunięcia odgłosów publiczności paradoksalnie pozwala bardziej cieszyć uszy świetnymi wykonaniami wszystkich muzyków.
Animals As Leaders – “The Madness of Many” (perkusista: Matt Garstka)
Tosin Abasi i spółka kolejny raz dowodzą, kto rządzi w świecie ciężkiej progresji/djentu. Jeden z członków tej spółki, Matt Garstka, kolejny raz spędzi sen z oczu swoim fanom. Jego partie są na tym albumie wprost niewykonalne. Nic tylko usiąść z kalkulatorem do zestawu, i próbować. Może się udać, ale musi też podobnie groović, a tutaj groovi wręcz wyśmienicie!
Beth Hart – “Fire On the Floor” (perkusista: Rick Marotta)
Doskonała płyta. Zdawać by się mogło, że już nic świeżego nie można wykrzesać z mieszanki blues rocka i amerykańskiej ballady. Otóż można, pod warunkiem, że w przepisie znajdzie się jeszcze mnóstwo serca. I ono tu jest, również w grze perkusisty, którym jest Rick Marotta. Nie ma w jego grze żadnej niepotrzebnej nuty, a jednocześnie Beth dostaje wszystko, czego potrzebuje, żeby rozniecić tytułowy ogień.
New Model Army – “Winter” (perkusista: Michael Dean)
Świetna płyta świetnego zespołu. Album kontynuuje tradycję “No Rest for the Wicked“, “Thunder and Consolation” czy “Impurity” – klasycznych już pozycji w dyskografii zasłużonej dla punka i nowej fali kapeli. Szacunek dla tradycji słychać także w grze perkusisty Michaela Deana, który przywołuje tu ducha zmarłego Roberta Heatona, nie tracąc przy tym własnej osobowości.
The Dillinger Escape Plan – “Dissociation” (perkusista: Billy Rymer)
Na perkusyjnej scenie metalu alternatywnego mamy młodych ludzi, którzy potrafią naprawdę wiele. Billy Rymer wpisuje się w to grono, i momentami aż żal przyznać, ale jest on po prostu niedoceniany. Jego chaotyczne, agresywne partie świetnie pasują do muzyki granej przez zespół. A to chyba najważniejsze w tak specyficznej, ekspresyjnej muzyce.
Avenged Sevenfold – “The Stage” (perkusista: Brooks Wackerman)
Brooks Wackerman udowadnia po raz kolejny, że jest dobrym muzykiem, który bez wątpienia poradzi sobie w różnych gatunkach spod znaku cięższej gitary. Niegdyś Bad Religion, Infectious Grooves czy niesamowite Tenacious D. Teraz wymagające, wręcz progresywne, a jednocześnie szybkie, melodyjne i wciąż metalowe Avenged Sevenfold. Krótko mówiąc: dobra robota chłopie!
Sting – “57th & 9th” (perkusiści: Vinnie Colaiuta, Josh Freese, Zach Jones)
Powrót (po 13 latach flirtowania z muzyką dawną, musicalem, muzyką symfoniczną i czym tam jeszcze) do głównego, pop-rockowego nurtu twórczości. Powrót w dobrym stylu, co samo w sobie zapewnia płycie miejsce wśród najciekawszych wydawnictw roku. Do tego Vinnie Colaiuta i Josh Freese za bębnami. Czego chcieć więcej?
(Jan, Vik)