Oto lista kilku rozwiązań, które nie zagrzały swojego miejsca w świecie bębnów…
Perkusja to wspaniały zestaw instrumentów, który oczywiście ewoluuje. Powstają coraz to nowsze modele, nowe firmy, a to z kolei daje perkusistom nowe możliwości. Wszyscy producenci starają się o nowych klientów. Starają się też o miano “innowacyjnego”, “nowatorskiego”, lub po prostu “najlepszego” w królestwie uderzania rzeczy pałkami. Niestety w wielu przypadkach na przestrzeni lat dało się zauważyć, iż niektórzy starali się odrobinę za bardzo. Inni wprowadzili swoje produkty trochę za wcześnie, kiedy odbiorca po prostu nie był na nie mentalnie przygotowany. Tak czy inaczej, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Mimo tego, że dane wynalazki przepadły w kurzu historii i ludzkiej pamięci, warto pochwalić ich stwórców za to, że robili cokolwiek, aby pchnąć rynek i myśl technologiczną do przodu. Oto kilka przykładów zapomnianych inwencji:
Pearl Vari-Pitch
Wszyscy znają popularne roto-tomy firmy Remo. Nie wszyscy wiedzą jednak, że jeden z gigantów na rynku perkusji- Pearl próbował wspólnie z wynalazcami z Remo połączyć siły i stworzyć zestawy, które będą hybrydą roto-tomów i zykłych bębnów ze sklejki. Niestety jak się później okazało nie był to najlepszy pomysł. Oczywiście system szybkiego strojenia działał jak należy, aczkolwiek przerwa między składowymi produktu powodowała, że zestawy Vari-Pitch nie różniły się zbytnio brzmieniem od standardowych roto-tomów. Nie powalały też wyglądem, który był, lekko mówiąc, niezbyt atrakcyjny. Pomysł się nie przyjął, aczkolwiek bębny te można było zobaczyć np. u Alexa Van Halena w jego zestawach koncertowych.
Fabrycznie strojone zestawy Remo Innovator
Firma Remo słynęła z wielu nowatorskich rozwiązań. Jednym z nich były zestawy Remo Innovator. Charakteryzowały się one syntetycznymi naciągami, które do dziś są używane w perkusjonaliach Remo. Producentom zależało na obniżeniu kosztów zestawy przez minimalizację ilości hardware’u, a w tym wypadku w odstawkę poszły metalowe obręcze. Zastąpione zostały niezbyt mocnymi metalowymi klipsami, które utrzymywały napięcie membrany. Jak wiadomo naciąg gubi strój, ale można go przywrócić za pomocą kluczyka. Nie w tym przypadku. Tutaj trzeba było po prostu wymienić go razem z obręczą, co okazywało się bardzo kosztowne. Perkusiści nie mieli kontroli nad brzmieniem, ponieważ nastrojenie bębna przy pomocy tradycyjnych metod było po prostu niemożliwe. Rozwiązania z zestawów Innovator są obecnie stosowane w perkusjach poziomu entry level, i niech tak pozostanie.
Bębny Meazzi HiPercussion
Przysłowie mówi jasno- “co za dużo, to nie zdrowo”. Do tej zasady nie zastosowała się w latach 70-tych włoska firma Meazzi. Ich zestawy z serii HiPercussion były wprost przeładowane innowacjami. Jak widać na zdjęciu powyżej- mamy tutaj wszystko. Całość opiera się na ramie, która wyrasta z centrali. Na owej ramie zawieszone są tomy, niektóre w dość nietypowych rozmiarach (7″ i 11″), do tego mamy tutaj dołączane do zestawu statywy na mikrofony i talerze, a także system szybkiej wymiany naciągów, co miało dramatycznie skrócić czas tej operacji. Niestety zawieszenie wszystkiego na bębnie basowym zabijało jego brzmienie, tomy też nie brzmiały zbyt dobrze, aczkolwiek ich dziwne rozmiary były wykorzystywane później przez firmy takie jak Yamaha. Ramy również stały się popularne dopiero za parę lat. Oznacza to, że Meazzi wyprzedziło trochę swój czas. Niestety z marnym skutkiem, ale przecież liczą się chęci!
Zestwy Trixon Telstar i Speedfire
Na pierwszy rzut oka widać, że ktoś chciał być bardzo oryginalny i nowoczesny. To niemiecka firma Trixon, i uwierzcie, że robili to dużo wcześniej niż wizjonerzy z włoskiego Meazzi. Niemcy stworzyli dwa rodzaje zestawów- Telstar (o centrali w kształcie stożka) oraz Speedfire (na zdjęciu, o kształcie bliżej niezidentyfikowanym). Pierwszy z nich charakteryzował się bardzo przyjemnym, głębokim uderzeniem. Grać można było na jednym i drugim końcu stożka, co znacznie zmieniało brzmienie bębna. Niestety zestaw Speedfire okazał się mniej udany. Cały trik polegał na tym, że jedna centrala miała pracować za dwie. Stopkę można było podłączyć do środka obręczy, co miało dawać “pełne” brzmienie, lub umocować ją do lewego końca, i grać na bardziej jazzowej centrali. Jak można się domyślić, eksperyment po prostu się nie udał.
Zestawy North i Staccato o tubalnym kształcie
Dużo perkusistów kojarzy te bardzo charakterystyczne bębny, pada wiele pytań o ich pochodzenie, generalnie jest na co popatrzeć. Instrumenty te były odpowiedzią na ciągłą walkę perkusistów z nagłośnieniem, które w latach 60-tych i 70-tych było jeszcze niezbyt rozwinięte. Ciągłe zmagania z głośniejszymy od bębniarzy gitarzystami czy basistami skłoniły dwóch wynalazców, Rogera Northa z USA oraz Pata Towshenda z Wielkiej Brytanii do stworzenia bębnów, które bez problemu przebiją się przez dźwiękową ścianę. Pierwszy z dżentelmenów wymyślił okrągłe, tubalne bębny z włókna szklanego, które były piekielnie głośne, aczkolwiek szybko wybrzmiewały, co było ich niewątpliwą zaletą. Drugi z nich wpadł na podobny pomysł, ale jego bębny miały nieco trójkątny kształt. Firma Ludwig też odkryła to rozwiązanie, ich produkty nazywały się z kolei “Sound Projector”. Niestety koszty produkcji sprawiały, że instrumenty takie były poza zasięgiem finansowym wielu muzyków. Z biegiem lat poprawiła się diametralnie sytuacja nagłośnienia perkusji, i bębny Stacatto czy North odeszły do przysłowiowego lamusa.
Co sądzicie o tych niewątpliwych innowacjach? Spotkaliście się z nimi wcześniej? Dajcie znać w komentarzach!
Źródło: https://reverb.com/