BeatIt rozmawia z Beatą Polak z zespołu Wolf Spider
Beata Polak z widoczną przyjemnością i sentymentem opowiada nam o swoich początkach w szkole muzycznej, pierwszym kontakcie z bębnami oraz o tym za czyją sprawą on nastąpił. Dowiadujemy się także jakie były ówczesne perkusyjne wzorce naszej bohaterki i jak wyglądały czasy gdy wszystko było pierwsze – występy, składy, bębny, a także sesja nagraniowa. Poznajemy także filozofię tej perkusistki dotyczącą jej własnej gry. Zapraszamy!
BeatIt: Kiedy Cię „to” napadło? Pamiętasz ten moment?
Beata Polak: Tak, pamiętam taki konkretny moment, kiedy byłam w szkole muzycznej na rytmice, a mój kolega Tomek Goehs na perkusji. Wtedy ta klasa była bardziej niż popowa czy jazzowa. Prawie wszyscy grali na dwie stopy. Któregoś razu, ponieważ dosyć dobrze się kumplowałam z Goehsem, przyszłam na próbę do klubu „Nurt”, gdzie grali z Wilczym Pająkiem i powiedział mi: „Siadaj za bębny”. Usiadłam onieśmielona i zaczęłam grać – stopa , werbel, stopa, werbel. On poszedł na koniec „Nurtu” i krzyczał: „Mocno werbel!”. Ja spojrzałam w dół i zobaczyłam dwie centralki i tak zaczęłam „na dwa kopyta” lecieć. Goehs z końca tej sali podbiegł i mówi: „Ja pierdziele, ty od razu na dwa kopyta lecisz, niejeden koleś nie potrafi, a ty odpaliłaś za pierwszym razem!”. Wtedy powiedział mi: „Bierz się za gary, niech w końcu jakaś kobieta w tym kraju napieprza na garach!”. To był taki moment, że zaczęłam o tym myśleć.
BeatIt: Czy jesteś w stanie wskazać jakieś płyty albo koncerty, które popchnęły Cię do grania?
B. P.: To, że mi Tomek powiedział: „Weź się za granie” to był taki impuls. Jak już rzeczywiście zaczęłam myśleć o graniu, to takim wzorem dla mnie była Pantera i Vinnie Paul. Ja zaczęłam za szybko grać na podwójnej stopie. Grałam szaleńczo dużo przednutek podwójnych i potrójnych i jak sobie teraz odświeżałem moje pierwsze nagrania, które robiliśmy z takim składem, który później stał się Syndykatem, to tam są same przednutki (śmiech). Był taki moment, że grałam więcej nogami niż rękoma, ale to chyba mi do dzisiaj mi zostało.
BeatIt: Pamiętasz pierwszy koncert na jakim byłaś?
B. P.: Chyba mój pierwszy koncert to była Rock Arena. Występował Maanam, TSA, Krzak, Lombard…takie stare kapele. Chociaż nie! Mój pierwszy koncert to było Boney M na stadionie (śmiech). Tak, to był mój pierwszy koncert.
BeatIt: A pierwszy metalowy?
B. P.: Myślę, że Wolf Spider, Turbo… Po linii koleżeństwa chodziłam na te koncerty. Potem też pamiętam taki koncert w Arenie zespołu Queensryche. Wtedy nie myślałam jeszcze o grze na bębnach. Dopiero na studiach, kiedy musiałam nad techniką popracować, to zaczęłam poważnie o bębnach myśleć.
BeatIt: Pierwszy zestaw?
B. P.: Pierwsze bębny to był Pearl Export Pro – cztery tomy.
BeatIt: A pierwsze blaszki?
B. P.: Wtedy Zildjiany i niestety Z, które ciągle pękały (śmiech).
BeatIt: Pamiętasz pierwszy kawałek zagrany na tym Exporcie?
B. P.: Nie, ale pamiętam mój kawałek zagrany w ogóle na bębnach, z taką kapelą młodych kolesi, których wyczaiłam na jakimś ogłoszeniu muzycznym. Graliśmy Slayera „Reign in Blood” – to był mój pierwszy metalowy numer, którego się uczyłam.
BeatIt: Pamiętasz z tamtych czasów jakieś nagrania albo koncerty, o których sobie pomyślałaś: „Kurde, jak oni to robią”?
B. P.: Wtedy to Pantera. Później Machine Head, pierwsza płyta. Dla mnie total na tamte czasy. Potem była faza na Korna, ale pod kątem grania na bębnach, to najpierw Pantera, potem Machine Head.
BeatIt: Z która kapelą był pierwszy własny koncert?
B. P.: Infinity. W Głogowie, Mayday Rock Festiwal. Przeszliśmy do finału, ale nic więcej. Pamiętam, że Titus był w komisji (śmiech). Jak stamtąd wróciliśmy, to Infinity zamieniło się w ciężko brzmiący Syndicate.
BeatIt: Pierwsza sesja?
B. P.: Pierwsza sesja to były cztery kawałki demo. To był taki pierwszy, stary skład Syndicate.
BeatIt: Jak to wspominasz?
B. P.: Zależy, o co pytasz (śmiech). Samo granie super, ale pomieszczenie, w którym nagrywaliśmy było tak niskie, że mi się wydawało, że mi spada na głowę. Jak teraz tego słucham, to mówię: „Ja, pierdziele, jak ja grałam?”. Przecież ja wtedy niecały rok grałam na garach, a tam są takie rzeczy, że dziś bym się głowiła jak to zagrać. Nie ukrywam, że to są bębny wymyślone przez Remka Kozaka, który był pomysłodawcą. Też był bębniarzem i on układając numer na gitarze już słyszał bębny.
BeatIt: Masz taką własną partię bębnów, z której jesteś dumna do dzisiaj, czy zawsze jesteś niezadowolona?
B. P.: Ja nie jestem typem malkontenta. Poza tym nie próbuję dochodzić do czegoś, do czego i tak nie dojdę. Ja późno zaczęłam grać na bębnach i się konkretnie ukierunkowałam. Nie chciałam być ani jazzwoman, ani kopią Weckla. Ja tej muzy słuchałam, ale widziałam, że to nie jest dla mnie. Ukierunkowałam się na rock i w jakimś sensie metal. Ponieważ zaczęłam późno grać, a zaczęłam bardzo szybko grać z kapelami topowymi, to mnie trochę zgubiło, bo odebrało taki czas, w którym człowiek siedzi przy bębnach, ćwiczy, wymyśla. A ja od razu wskoczyłam w zespół Armia, gdzie już musiałam kopiować Stopę, potem wskoczyłam w zespół 2TM 2,3 gdzie musiałam kopiować Goehsa i Stopę, a potem był Houk, gdzie musiałam kopiować kogoś innego… Tak naprawdę te lata przeleciały na graniu w topowych kapelach, tylko to ciągle nie było „moje”. Tak naprawdę dzisiaj gram to, co gram, ale cały czas mam takie wrażenie, że zgubiłam pewien etap takiego kształtowania siebie w tym graniu i bardziej czuję się odtwórcą, niestety.