Beata Polak z zespołu Wolf Spider rozmawia z BeatIt
W tej części rozmowy Beata Polak zdradza nam w jaki sposób podeszła do wyzwania, jakim było opanowanie kawałków Wolf Spider i przygotowanie się do trasy z zespołem. Nasza bohaterka nie szczędzi nam również wiedzy na temat opanowywania tremy, a także sposobów na przygotowanie się do występu lub sesji nagraniowej, by wreszcie opowiedzieć o tym, jaki sprzęt okazał się dla niej najodpowiedniejszy po latach różnego rodzaju poszukiwań i kompromisów. Zachęcamy Was do słuchania, oglądania i wyciągania własnych wniosków.
BeatIt: Czyli dostajesz gotowe utwory, których musisz się nauczyć?
BP: Tak było, bo w każdą kapelę wchodziłam jako zastępca. Dopiero po jakimś czasie stawałam się pełnoprawnym członkiem zespołu.
BeatIt: Czy po jakimś czasie łapałaś się na tym, że zaczynałaś grać po swojemu?
Beata Polak: Na pewno mój feeling był zupełnie inny niż tamtych bębniarzy. Mi się podobało granie w zespole 2TM 2,3, bo tam była różnorodność. Tam był i metal, i punk, i reggae, i muzyka wschodnia. To było naprawdę ciekawe. Tam się ciągle uczyłam i nadal się uczę. Nawet w Wolf Spiderze wydawało mi się na początku za trudne. Ja powiedziałam, że nie dam rady. Odmówiłam. Tylko dlatego, że jakąś wiarę mieli i prosili, żeby spróbować to się udało, ale do dziś uważam, że to utwory są bardzo trudne.
BeatIt: Jak się przygotowałaś do pracy z Wolf Spiderem?
B. P.: Pewnie jak większość bębniarzy – zwalniałam utwory (śmiech). To była masakra. Długo nie mogłam dojść do tych temp, które są na płycie. To są jakieś szaleńcze tempa. Ciężka robota.
BeatIt: Ile czasu Ci to zajęło?
B. P.: No, dużo. Koncert reaktywacyjny był w zeszłym roku jakoś w zimie, a przygotowywaliśmy to od września. Trzy razy w tygodniu graliśmy próby, bo wymagało to tyle roboty. Oprócz tego sama ćwiczyłam z muzą. Poza tym granie tych starych utworów Wolf Spidera było o tyle kłopotliwe, że jakość tych nagrań była bardzo słaba i to, co się tam działo w bębnach było trudne do wysłyszenia. Jak przychodziliśmy na próbę, to mi się wydawało, że ja już wszystko gram, po czym Jeff mówi: „Nie, nie. To nie tak.” Byli tak skrupulatni w tym. Aptekarze cholerni (śmiech).
BeatIt: Czy się jakoś przygotowujesz do występów?
B. P.: Dzisiaj np. sobie usiadłam w domu i grałam w bardzo wolnych tempach tego, czego się uczyłam. Łapię się na tym, że jak tylko grasz utwory na próbach, to coś ucieka. Trzeba zagrać wolno, bo wtedy masz ten punkt osadzenia. Jak się tylko przegrywa w szybkim tempie, to nagle coś takiego powstaje, że nagle zaczynam główkować jak się gra rzeczy, które od tak się grało i wysypuję się w najprostszym numerze.
BeatIt: Jak grasz taki numer wolniej, to o ile go zwalniasz?
B. P.: A wiesz, że nie wiem? Robię to tylko do klika i nie pamiętam o ile to zwolniłam.
BeatIt: A jak to robiłaś z Armią?
B. P.: Prawdę mówiąc, Armia to punkowe granie. Wystarczyło opanować ten jeden rytm i to było podstawą.
BeatIt: Czyli nie pracowałaś nad wydolnością?
B. P.: Tam nie potrzebowałam tego. Mi się wydaje, że ja jestem typ fizyczny. Ja lubię się zmęczyć, potrzebuje tego. Jak schodzę ze sceny, to mogę się osunąć po ścianie, ale to jest fajny stan (śmiech).
BeatIt: Masz tremę przed koncertami?
B. P.: Do momentu wyjścia na scenę. Mnie napędza adrenalina. Zauważyłam taką tendencję, że jestem taka napięta i jak zagram pierwszy numer, to mam taki wybuch, że albo wrzasnę do akustyka, albo wkurzę się na gitarzystę (śmiech). Po prostu taka baba, która się czepia (śmiech).
BeatIt: Czy przygotowujesz się jakoś specjalnie do sesji? Improwizujesz czy starasz się robić to, co było założone wcześniej?
B. P.: W Wolf Spiderze nie można improwizować. Ja jestem pozbawiona elementu improwizowania przez to, że od razu weszłam w poważne kapele i trzeba było grać coś, co było na poziomie, na którym jeszcze nie byłam. Wchodząc do studia konkretnie wiem, co mam zagrać. Taki typ niemiecki jestem.
BeatIt: Dlaczego „rowerek”, a nie dwie centrale?
B. P.: Z powodów takich ekonomicznych. Mniej do zabierania, mniej miejsca zajmuje… Poza tym miałam okazję grać na dwie centrale na festiwalu bębniarskim w Warszawie i zrobiłam takie trio żeńskie. Graliśmy różne covery instrumentalnie. Tam reklamowałam bębny Pearl’a i dostałam dwa kopyta. Z jednej strony to jest fajne, ale z drugiej jest się oswojonym z takim ustawieniem, że tutaj werbelek, tutaj hi-hacik… A tam wszystko było tak jak przy porodzie kurde (śmiech). To nie do końca mnie przekonało. Dużo komplikacji, musiałabym się kompletnie przestawiać.
BeatIt: Cztery tomy – tego się trzymasz?
B. P.: Od początku grałam na czterech tomach. Wiele razy ktoś do mnie mówił: „Na cholerę Ci tyle? Dwa by wystarczyły”, ale ja się nie czuję na dwóch tomach, czuję się na czterech.
BeatIt: 10, 12, 14, 16?
B. P.: Tak, dokładnie.
BeatIt: 18-tka nie?
B. P.: Nie wiem, czy bym sobie poradziła z tym bębnem. On już jest soundowo taki potężny, a ja… Może gdybym grała w Armii to by miało sens, ale tak to nie widzę potrzeby.
BeatIt: Jak je stroisz?
B. P.: Szkolnie. W pasażu (śmiech). Początkowo stroiłam do konkretnych dźwięków, a w tej chwili robię to na ucho, bo widzę, że każdy bęben ma swoją specyfikę i nie da się według schematu.