> > > Simon Phillips wywiad dla BeatIt, cz. 6

Simon Phillips to jeden z najważniejszych perkusistów swojego pokolenia, prawdziwa instytucja w świecie bębnów. Lista artystów, z którymi nagrywał i koncertował zajęłaby całe miejsce, jakie mamy na ten artykuł. Tylko kilka z nich: Mike Oldfield, The Who, Judas Priest, Jeff Beck, Tears For Fears, Gary Moore, Jack Bruce, David Gilmour, Brian Eno, Joe Satriani, Jon Anderson, Stanley Clarke wystarczy, aby chcieć wiedzieć, co taki perkusista ma do powiedzenia i zagrania. A było tych sesji o wiele więcej, o byciu następcą zmarłego Jeffa Porcaro w zespole TOTO przez 21 lat już nie wspominając.

Widzowie beatit.tv mogli już zapoznać się ze wspaniałą solówką, jaką Simon Phillips zaprezentował podczas swojej kliniki perkusyjnej, którą poprowadził w warszawskim klubie Hard Rock Cafe 11 czerwca 2017 r., która została zorganizowana staraniem znanego wszystkim bębniarzom w Polsce sklepu perkusyjnego Pro Drum. Tym razem pora na obszerną rozmowę z Artystą.

Simon Phillips rozmawia z BeatIt, cz. 6

Simon Phillips Tama

“Ostatnia płyta to Vantage Point z 2000, może 2001 r. Pisałem muzykę przez ten cały okres w wolnym czasie, którego nie miałem go za dużo, bo Toto zajmowało go coraz więcej, a ja nie byłem zadowolony z tego mojego materiału muzycznego. Z jakiegoś powodu nie trafiałem w sedno. Nagrałem pięć numerów na solowa płytę, które wciąż leżą w zamrażarce, ale to nie było to. Później miałem trochę wolnego od zajęć z Toto i zadzwoniłem do mojego agenta. Zapytałem: „Czy powinienem zrobić kolejną trasę z PSP, czy solową?”. Odpowiedział: „Koniecznie solową!”. Ja na to: „Dobra. Świetnie!”. Przemyślałem sprawę i doszedłem do wniosku, że powinniśmy mieć płytę CD do sprzedawania podczas koncertów. Pomyślałem: „Mam studio, mógłbym zebrać muzyków, zbliża się NAMM”. To znaczyło, że ściągnę Andy’ego Timmonsa. Uwielbiam z nim grać. Do niego zadzwoniłem najpierw. Mówię mu: „Andy, chcesz zrobić płytę i pojechać w trasę?”. Odpowiedział: „Pewnie!”. To ja na to; „Świetnie!”. Potem zadzwoniłem do Steve’a Weingarta, bo już wcześniej z nim pracowałem: „Chcesz nagrać płytę i pojechać jesienią w trasę?”. On na to: „Chętnie!”. Następnie zadzwoniłem do Melvina Lee Davisa: „Yo, Melvin! Chcesz nagrać płytę i pojechać w trasę?”. Odpowiedział, że chętnie, ale jedzie w trasę z Chaką Khan. Jednak może nagrać płytę. Powiedziałem mu, że muszę mieć ten sam skład na trasie, bo będziemy nagrywać metodą jamowania, czyli inaczej niż przedtem. Powiedział: „Rozumiem”. Zadzwoniłem do Steve’a z pytaniem, kogo ma na myśli. Sprawdziliśmy kilku basistów i w końcu powiedział: „A może Ernest Tibbs?”. Odpowiedziałem: „Znam to nazwisko, ale chyba nigdy razem nie graliśmy”. On na to: „Jest świetny! Spodoba ci się!”. Odparłem: „W porządku”. Nagrałem się Ernestowi na pocztę głosową i po 20 minutach on oddzwonił: „Cześć Simon, tu Ernest”. Ja: „Cześć Ernest! Chciałbyś nagrać płytę i pojechać w trasę?”. On na to: „Pewnie!”. Gdy odłożyłem słuchawkę, zdałem sobie sprawę, że wcale nie wiem, jak gra. Podobno zagraliśmy wcześniej mały występ w Los Angeles, ale ja tego nie pamiętałem. Później wyłożyłem im koncepcję: „Chłopaki, tu jest wszystko, co mam. Wszystkie demówki z ostatnich 9 lat. Żadna z nich nie jest fajna, ale może jakieś fragmenty się nadadzą”. Wysłałem im to wszystko – dwie lub trzy pełne piosenki plus jakieś fragmenty. Reakcja była entuzjastyczna: „To jest świetne! Zróbmy to! To fantastyczne!”. Z jakiegoś powodu zgubiłem cel, zjechałem na boczny tor. Chyba tyle się działo, że się zagubiłem. Gdy weszliśmy do studia, wszystko się pięknie poukładało. Dużo wspólnie komponowaliśmy w oparciu o moje pomysły. Nagraliśmy też dwie moje kompozycje. To wtedy zrozumiałem, że to powinna być muzyka Protocol. Tak się to zaczęło.

Protocol to moja koncepcja tego, czym powinien być jazz rock. Na początku jazz rocka, nie mówię „fusion”, bo tego słowa jeszcze nie używano, byli John McLaughlin (The Mahavishnu Orchestra), Chick Corea (Return To Forever), Larry Coryell (Eleventh House) i Weather Report. Wspaniałą rzeczą w tych wczesnych nagraniach były kompozycje, zwłaszcza McLaughlina, Joe Zawinula i Wayne’a Shortera. To było świetne kompozycyjnie. Szukali własnego sposobu na granie tej muzyki, a inżynierowie dźwięku nie wiedzieli jak ją nagrać. To dlatego John McLaughlin zaangażował Kena Scotta – angielskiego inżyniera z Trident Studios. John czuł, że jego muzyka nie jest odpowiednio nagrywana. Później wszyscy inni zaczęli iść za modą. Wykonanie było świetne, ale muzyka i kompozycje nie były takie dobre. Wciąż pokutowała mentalność bebop: „Tu jest główny temat, a teraz gramy solo”. Moja koncepcja polegała na bardziej rockandrollowym podejściu: „Potraktujmy to jak piosenkę. Tu jest melodia. Dopilnujmy, aby ta melodia była mocna i dopełnijmy ja ciekawą harmonią”. Tu jest więcej harmonii jazzowej, ale to jest instrumentalny rock z jazzowymi harmoniami. Z takiego myślenia się wywodzę. Takie było założenie odnośnie tego, czym powinno być Protocol.

Perkusja to dom, uwielbiam to. Gdy gram, nikt nie może do mnie mówić, ani mnie dopaść. Nieważne, co się dzieje wokół, bębny pozostają moim życiem i moją miłością. Perkusja jest twórcza. Za każdym razem gdy siadam za zestaw tworzę jakiś rodzaj kompozycji. Wyrobiłem w sobie nawyk takiego grania, tzn. siadając za bębny, za każdym razem twórz. O tym też mówię podczas klinik: ćwiczenie to również granie i trzeba być twórczym nawet podczas ćwiczenia. Nawet po opanowaniu czegoś tak prostego, jak paradidle, można to zagrać jako paradidle i tak to zostawić, albo zrobić z tego coś muzycznego i sprawić, żeby brzmiało dobrze. Ważna jest indywidualność. To wciąż ten sam rudyment: prawa, lewa, prawa, prawa, lewa, prawa, lewa, lewa, ale można sprawić, że zabrzmi pięknie. Dla mnie to jest sztuka. Gdy patrzę jak Billy Cobham gra ratamacue, to tam jest barwa, brzmienie, wszystko. Kiedy Lenny White gra zwykły, prosty groove, to jego indywidualny sposób uderzania w blachę jest po prostu… Ach! O to w tym wszystkim chodzi. Nie ma znaczenia, czy jesteś w sklepie perkusyjnym i grasz sobie na zestawie, który nawet nie jest porządnie nastrojony. Zawsze myśl o tym jak o okazji, żeby tworzyć muzykę. To chyba najważniejsze przesłanie, jakie chcę ludziom przekazać podczas klinik – chodzi o muzykę.”

Simon Phillips jest endorserem marek: Tama, Zildjian, Remo oraz Pro-Mark.

Bębniarki i Bębniarze! Przed Wami Simon Phillips w szóstej i ostatniej części obszernego wywiadu udzielonego specjalnie dla widzów kanału perkusyjnego www.beatit.tv! Zapraszamy!

Share