W niedzielę 29 października 2023 r. byliśmy świadkami kolejnej edycji imprezy Silesia Drum Festival (dawniej Śląski Festiwal Perkusyjny), zorganizowanej, tak jak w ubiegłych latach, przez Silesia Drum (dawniej Śląskie Centrum Perkusyjne) w Chorzowskim Centrum Kultury. Atrakcją tegorocznej edycji było sześciu wspaniałych perkusistów. Polskę reprezentował Paweł “Pawcio” Świderski, a gośćmi z zagranicy byli Gergo Borlai, George Kollias, Siros Vaziri, René Creemers oraz gwiazda wieczoru, czyli Benny Greb. Poziom ich występów był po prostu najwyższej próby, a informacje, jakimi dzielili się z obecnymi, naprawdę warte najwyższej uwagi, i to pomimo faktu, iż na widowni zasiedli przede wszystkim perkusiści (również i zawodowi).
Gergo Borlai to już zawodnik światowej klasy, mający na koncie ponad dekadę spędzoną na festiwalach, warsztatach i klinikach perkusyjnych, trasach koncertowych z największymi ze świata fusion, a także w studio. Podczas swojego występu zaprezentował przetłuste groove’y połączone z potężnym ciosem i wyczynową prędkością gry. Nawet jedno z pytań od widzów było właśnie o to, jak pracować na wytrzymałością i prędkością, a więc widać, że odbiorcy sztuki Gergo zauważyli to, że te elementy jego gry są doskonale dopracowane (zresztą podobnie, jak pozostałe).
Paweł “Pawcio” Świderski (współpracujący m.in. z Wiki Gabor) pokazał się od jak najlepszej strony. Zaprezentował tłuściutkie groove’y, smakowite chopsy i świetne brzmienie, a także nawiązał dobry kontakt z publicznością. Widać, że mamy kolejnego bardzo obiecującego bębniarza pośród tych, którzy dopiero zadomowiają się na polskiej scenie. Najlepszą recenzją niech będzie fakt, że Gergo ani na chwilę nie opuścił kulisy po swoim występie i z najwyższym zaciekawieniem obejrzał cały występ naszego rodaka, jednocześnie zadając reduktorowi Vikingowi kilka pytań na temat Pawła.
George Kollias to marka sama w sobie. Już przy wejściu do Chorzowskiego Centrum Kultury dało się zauważyć spory tłumek odpowiednio umundurowanych maniaków ekstremalnego bębnienia, których bez wątpienia przyciągnął na festiwal właśnie George. Ciekawostką jest fakt, iż, po zaprezentowaniu wszystkich szybkostrzelnych figur (blasty, przejścia, gra na dwie stopy) i technik gry na dwóch bębnach basowych, grecki bóg metalu zakończył swój występ, pokazując niebagatelny feeling, i po prostu wszechstronność, do podkładu funkowego.
W przerwie można było zwiedzić wystawę sprzętu perkusyjnego, który można było wypróbować. Wstawili się:
Gewa Digital Drums – Firma zaprezentowała flagowe zestawy perkusyjne G3, G5 i G9. Nowością była konfiguracja PRO, która oparta jest na głębokich korpusach w rozmiarach 18″, 10″. 12″ 14″ oraz werbel 14″.
Meinl Cymbals, Tama Drums, Gewa Drums, Music Info, Musik Meyer, Diril – Firmy zaproponowały uczestnikom festiwalu testowanie zestawów perkusyjnych, talerzy i werbli.
Silesia Music Center – Firma zaproponowała wszystkim konkurs na najszybszego perkusistę festiwalu.
Rohema – Można było przetestować ofertę pałeczek perkusyjnych.
Evans – Uczestnicy licznie oblegali stoisko firmy, gdzie można było przetestować nowy system Sensory Percussion Sound System.
Silesia Drum – Sklep na stoisku umożliwił wszystkim uczestnikom zakup akcesoriów perkusyjnych, okolicznościowych koszulek czy biżuterii perkusyjnej Drum Shapes.
Siros Vaziri to prawdziwe odkrycie imprezy. Ten wyjątkowo pozytywny Szwed bardzo szybko nawiązał świetny kontakt z widzami, prezentując doskonałą technikę, feeling i groove, ale przede wszystkim dzieląc się z nimi (traktując ich jako koleżanki i kolegów) własnym, oryginalnym sposobem na to, jak planować i realizować sesje ćwiczeniowe, szczególnie w odniesieniu do przejść i groove’ów. Na koniec rozłożył na czynniki pierwsze przejście Tomasa Haake z numeru “Stengah” zespołu Meshuggah (to mniej więcej w 3 minucie i 30 sekundzie), po czym dowalił bezbłędnym wykonaniem całego kawałka.
René Creemers to prawdziwy malarz perkusyjny. Z zasady nie podpiera się podkładami podczas występów solowych, a zamiast tego stawia na wykonywanie kompozycji perkusyjnych. Strojenie tomów w kwartach i kwintach, a także dociskanie pałką naciągów (dźwięk idzie wówczas o dodatkową sekundę w górę), pozwala mu urozmaicać groove’y (raczej jazzowe) i przejścia o MELODIE. Możecie nam wierzyć, że takie podejście, bez zwyczajowych fajerwerków, w żaden sposób nie spowodowało, że pokaz Holendra był mniej ekscytujący. Świadczyły o tym sążniste brawa za każdym razem, gdy słuchacze wyłowili kolejny motyw melodyczny. Wypada również wspomnieć o każdorazowym nagradzaniu artysty za smakowite przejścia, których bynajmniej nie zabrakło. Benny Greb zaczął od podkreślenia, iż René jest jego bohaterem perkusyjnym. Niech to również posłuży za recenzję występu jednej drugiej duetu Drumbassadors.
No właśnie. Benny… Sympatyczny Niemiec nie bez powodu otrzymał od organizatora status gwiazdy wieczoru. W Chorzowie potwierdził swoją klasę, zarówno jako edukator, muzyk, perkusista, jak i showman. Nie zliczymy, ile razy widzieliśmy go na żywo, czy to na klinikach (jedną sami współorganizowaliśmy), warsztatach, czy występach z zespołem. Nie byliśmy tylko na żadnym z organizowanych przez niego drum campów. Możecie nam uwierzyć, że za każdym razem było inaczej, i niedzielny występ Benny’ego ani na chwilę nas nie znużył. Nie tylko zresztą nas, bo fani bębnów, którzy szczelnie wypełnili wszystkie rzędy foteli nie potrafili oderwać oczu (i uszu) od tego, co się działo na scenie. A działo się, jak zwykle, mnóstwo: wspaniałe, momentami żartobliwe, wykonania do podkładów, dowcipne zapowiedzi, wciągnięcie publiczności do ćwiczeń rytmicznych, a wszystko to zwieńczone solówką na hi-hacie. Zresztą wiąże się z nią anegdota, ponieważ Benny widział i słyszał ją jakieś 20 lat temu w wykonaniu Steve’a Smitha, który to słyszał ją 20 lat wcześniej w wykonaniu Maxa Roacha, który z kolei znał ją z wykonania Papy Jo Jonesa. Najczystszy przykład sztafety pokoleń. Ciekawe, kto przejmie pałeczkę od Benny’ego…
Wisienką na torcie był wspólny występ Benny’ego Greba i René Creemersa, po którym wszyscy bohaterowie wieczoru wytrwale rozdawali autografy, pozowali do zdjęć i przybijali piątki przez dobre półtorej godziny.
Ekipa Silesia Drum pod wodzą Wojtka Węglarczyka wywiązała się z organizacji całej imprezy wręcz wzorowo. Zestawy perkusyjne na obrotowej scenie wjeżdżały przed publiczność jak po maśle, a nagłośnienie było bez zarzutu. Choć były pewne “obsuwy” czasowe, to gwiazdy tegorocznego festiwalu wprost nie mogły się nachwalić organizatorów, raz po raz porównując chorzowską imprezę do przeróżnych tego typu wydarzeń organizowanych na całym świecie, i to wyłącznie na plus. Kolejny raz odnotowano także sukces kasowy, ponieważ bilety zostały wyprzedane.
Kto nie odwiedził jeszcze Chorzowskiego Centrum Kultury podczas Silesia Drum Festival w tym lub poprzednich latach, powinien to zrobić za rok. Impreza ta jest już stałym i istotnym punktem na mapie wydarzeń perkusyjnych w Europie. My wybierzemy się z całą pewnością!