12 lutego 2019 r. był dość chłodnym i szarym dniem, jednak nie mieliśmy wątpliwości, że w łódzkiej hali Atlas Arena zrobi się gorąco i kolorowo za sprawą koncertu Slasha – legendarnego gitarzysty nie mniej legendarnych Guns N’ Roses. Skoro Slash solo, to oczywiście w towarzystwie wokalisty Mylesa Kennedy oraz grupy The Conspirators, której członkiem jest także perkusista Brent Fitz. Umówienie się z tym sympatycznym muzykiem nie stanowiło większego problemu, więc tym chętniej śmignęliśmy 200 km z naszej siedziby, żeby przygotować dla Was wywiad i prezentację zestawu perkusyjnego (TUTAJ). Zawsze warto sprawdzić, co się dzieje u perkusisty, który ma również na koncie występy i pracę w studio z takimi artystami i zespołami jak: Alice Cooper, Vince Neil, Theory of a Deadman, Bruce Kulick (KISS), Gene Simmons (KISS), czy Brad Whitford (Aerosmith). Pogadaliśmy więc o planach Brenta na najbliższy rok, pracy z innymi składami poza SLASH feat. Myles Kennedy and The Conspirators, grze na innych instrumentach niż perkusja i jeszcze kilku innych sprawach. Zapraszamy do obejrzenia i wysłuchania!
Trasa ze Slashem przebiega świetnie! Jest podzielona na dwie części. Zaczęliśmy w Stanach, gdy płyta się ukazała, a potem zrobiliśmy przerwę. Teraz jesteśmy na trasie światowej. Zaczęliśmy w styczniu, byliśmy już w Azji, Australii, a teraz jesteśmy w Europie. Będziemy tu do końca marca i jest fantastycznie! Obecnie w tej kapeli fajne jest to, że po wydaniu nowej płyty mamy trzy albumy z własnym materiałem i gramy wszystkie te kawałki. Oczywiście z dorobkiem Slasha moglibyśmy zagrać numery Guns N’ Roses, Velvet Revolver, czy jego solowe rzeczy, co wcześniej robiliśmy. Gram ze Slashem od 9 lat. Świetnie jest mieć do wyboru tyle muzyki naszego zespołu. Na tej trasie gramy dużo numerów z nowej płyty i to mi się podoba – wydajemy płytę i gramy z niej każdy kawałek. Często jest tak, że wydaje się płytę, dodaje jeden numer do set listy i gra się stare rzeczy, a u nas jest świeżo. Napewno dzisiaj będzie w secie coś, czego wcześniej nie graliśmy. Po prostu tak działamy.
Pisząc kawałki robimy to w środowisku koncertowym. Wiele piosenek, które znalazły się na płytach powstało w wyniku jamowania podczas próby dźwięku przed koncertem. Potem, przed nagraniem, wchodzimy do studia i jeszcze jamujemy. To oldskulowe podejście, bo w dzisiejszych czasach pisze się przy użyciu komputerów, patrząc w ekran. To się sprawdza u wielu kapel, ale my z radością spędzamy wspólnie czas grając razem i dopracowując kawałki. Później, na żywo, pojawiają się wydłużone fragmenty, żeby Slash mógł sobie pograć, ale struktura numerów jest podobna. Nie jest to dla mnie nic dziwnego, gdy gramy na żywo. Oba sposoby są OK.
To pytanie wzięło się stąd, że jadąc tu słuchaliśmy płyt ’Apocalyptic Love’ i ’World on Fire’. Uderzyło nas to, że ’World on Fire’ jest szybsza, jak podkład muzyczny do pościgu samochodowego.
Kawałki na płycie ’World on Fire’ są troszkę skoczniejsze niż na ’Apocalyptic Love’. Może to dlatego, że dopiero co skończyliśmy dużą trasę, wciąż byliśmy nią podjarani i od razu zabraliśmy się za przedprodukcję następnej płyty. To pewnie miało wpływ na muzykę. Po trasie ’Apocalyptic Love’ byliśmy dobrze naoliwioną maszyną i od razu zabraliśmy się za następną płytę. Nowa płyta (‘Living the Dream‘ – przyp. BeatIt) też ma parę konkretnych, szybkich numerów, ale przed nią zrobiliśmy sobie przerwę i nie spędzaliśmy wtedy ze sobą zbyt wiele czasu. Ja grałem z innymi artystami i sądzę, że separacja bywa korzystna. Wtedy jest ekscytacja ponownym spotkaniem.
Od najmłodszych lat muzyka zawsze dawała mi też aspekt towarzyski, co zawsze mi się podobało. Dorastałem grając na pianinie, a jest się przy nim samym. Później zainteresowałem się rockiem. Ktoś grał na gitarze, ktoś na basie, ktoś na bębnach i nagle grało się razem z ludźmi. To kumpelstwo z dzieciakami z sąsiedztwa dało mi to, co mam teraz – czyli podróżowanie i granie muzyki. Jestem znany jako bębniarz grający ze Slashem, ale grałem z wieloma innymi ludźmi. To wzbogaciło mój muzyczny słownik, bo nie grałem w kółko tych samych kawałków. Przed Slashem grałem z takimi artystami jak: Alice Cooper, Vince Neil z Motley Crue, Gilby Clarke z GNR, zespół Union z Brucem Kulickiem z KISS i Johnem Corabi. Grałem też popularnymi kanadyjskimi kapelami, bo stamtąd pochodzę. Grałem z Theory of a Dead Man w latach 2000, więc spektrum jest szerokie. Zacząłem od pianina, gram na gitarze, basie itd. Jako multiinstrumentalista mam kilka zwariowanych historii do opowiedzenia. Grałem na basie i bębnach w kanadyjskiej kapeli The Guess Who – oni są z mojego miasta. A więc grałem tam jako cała sekcja rytmiczna. Grałem na basie ze Slashem w Rosji, a mój techniczny grał na bębnach, bo Todd Kerns miał odklejoną siatkówkę. Mam z Toddem inną kapelę, w której wykonujemy nasze ulubione kanadyjskie kawałki, na których się wychowaliśmy, które kochamy i które pomogły nam w budowaniu kariery. Ta kapela nazywa się Toque – to kanadyjskie słowo. Gram tam na basie. Grałem też z Bradem Whitfordem z Aerosmith parę lat temu. Niedawno graliśmy z Toddem z Brucem Kulickiem, z którym grałem w Union. Gramy z nim cały set numerów KISS, więc moja odpowiedź jest długa.
Zawsze są jakieś nasiona zasiane dzięki długotrwałym relacjom, które nawiązałem z wieloma muzykami przez lata. Nigdy właściwie się nie martwiłem o to, czy telefon zadzwoni po zakończeniu jakiejś roboty, bo robota nigdy się nie kończy. Jestem muzykiem, który zawsze gra z ludźmi. Lubię to. Grając ze Slashem wciąż dostaję zaproszenia do zagrania na jakiejś płycie, albo żeby z kimś zagrać, więc nigdy nie ma posuchy. Ta trasa potrwa do końca sierpnia, a potem Todd i ja mamy już zajętą resztę roku. Nie wybiegam myślami zbyt daleko do przodu, np. pięć lat. Myślę, że to niezdrowe. Nie wiem. Może to styl życia muzyka, życie chwilą? Jeśli tak, to to mi odpowiada. Jestem w trasie dosłownie od lat 80-tych. Jeśli można zarabiać na życie grając muzykę na swoim instrumencie, pisać piosenki, grać z innymi ludźmi i zbudować na tym karierę, to jest to moim zdaniem sukces. Nie musisz być na okładce magazynu Rolling Stone. Jeśli jesteś usatysfakcjonowany jako muzyk, to masz wspaniałe życie.