Wiadomość o śmierci Chicka Corei obiegła świat muzyki w zeszłym tygodniu, a jej następstwa oczywiście wciąż trwają i będą trwać jeszcze przez wiele miesięcy i lat.
Zostanie on zapamiętany jako jeden z tych muzyków, którzy przyczynili się ukształtować dzisiejszej pianistyki jazzowej. Nagrywał i występował także z samą śmietanką współczesnych perkusistów. Do jego współpracowników należą m.in. Steve Gadd, Jack DeJohnette, Dave Weckl, Lenny White, Tony Williams, Brian Blade. Nie wszyscy jednak wiedzą, że sam też był zapalonym perkusistą.
Najwięksi bębniarze naszych czasów udzielili już wypowiedzi na temat Chicka Corei w niedawnych podcastach.
Jednym z nich jest Vinnie Colaiuta, który we własnym podcaście breakfastwithvinnie na podbean.com powiedział takie słowa:
„Pamiętam, że [Chick Corea] miał w sobie pewność. Nie tylko siebie, ale i swoich muzyków. Pewnego razu przyjechałem na zastępstwo na koncercie jego zespołu akustycznego na Florydzie. Manager powiedział, że Chick prosi mnie o przesłuchanie jego płyty ‘Three Quartets’. Tak też zrobiłem. Kiedy tam dotarłem, nie było żadnych nut, a program obejmował ‘Three Quartets’ prawie w całości. Powiedziałem do Chicka: „Nie ma żadnych nut”, a on się roześmiał. Poszedłem do swojego pokoju hotelowego, posłuchałem wszystkich trzech kwartetów i stworzyłem zapis nutowy dla siebie. Przyszedłem na próbę dźwięku i koncert następnego dnia z kartkami papieru. To samo stało się, gdy zagraliśmy kilka koncertów w Nowym Jorku: Mike Brecker, Eddie Gomez, Chick i ja. Żadnej muzyki na papierze. Więc znowu zacząłem kopiować fragmenty muzyki i tworzyłem swoje zapisy nutowe. I znowu się uśmiał. Pamiętam, jak zapytałem go kiedyś: „Jak to jest, że nigdy się nie rozgrzewasz? Wychodzisz nie rozgrzany każdego wieczora. Powiedział: „Opowiadam dowcipy. To moja rozgrzewka”. To wprowadzało go w nastrój, który najlepiej pasował do tego, by być wolnym i gotowym do grania muzyki. To było niesamowite. Kolejnego wieczoru w Japonii zdecydowaliśmy się na mały performance w ramach naszej improwizacji. Graliśmy w trio – Chick, ja i John Patitucci. John zaczął śpiewać fragment operowy i grać smyczkiem podczas swojego basowego solo, a Chick i ja wzięliśmy po pałeczce perkusyjnej i zaczęliśmy fechtować. John robił swoje, a my kontynuowaliśmy naszą walkę wśród publiczności. W końcu uległem Chickowi. Klub Blue Note nie miał nic przeciwko temu i prawdopodobnie publiczność też nie. Takie zdarzenia i interakcje są nierozerwalnie związane z tym, kim jestem. Służą również jako drogowskazy pokazujące, ze się jest na właściwej ścieżce. Ścieżce do wywoływania emocji i kreatywności.”
Steve Gadd tak opowiedział o swoim przyjacielu w podcaście The Checkout w 2019 r.: