Jak ewoluowały wykończenia perkusyjne od czasów amerykańskiego jazzu po stadionowy rock.
My, perkusiści, wiemy dobrze, że zestaw perkusyjny został wynaleziony XX wieku. W latach dwudziestych bęben marszowy został zapożyczony z placu apelowego do nowej synkopowanej muzyki zwanej jazzem. Wyobraźcie sobie tę ekscytację i niesamowite oczekiwanie, co się stanie dalej!
Było jasne, że dzieje się coś naprawdę wyjątkowego. A w tamtej epoce jazzu amerykańscy konstruktorzy, tacy jak Leedy, Ludwig i Slingerland, produkujący bębny w późnych latach 20. i wczesnych 30., tworzyli wizualne popisy oszałamiającego piękna, które nie ma sobie równych do dziś.
W tym krótkim, chronologicznym przeglądzie przedstawimy niektóre z głównych zmian w opcjach wykończenia perkusji (takie, których bębniarze pragnęli lub ledwie tolerowali) – od powstania zestawu aż do prawie nieograniczone możliwości dostępne dzisiaj.
Gustowne meble
Firma Leedy była pionierem w produkcji perkusji, a ich bębny z przełomu wieków były wykonane z litego orzecha włoskiego lub mahoniu. Były to wyroby rzemieślnicze o wyglądzie eleganckich mebli lub klasycznych instrumentów strunowych. Ale muzyka to show biznes i po nieszczęściu I wojny światowej oraz pandemii grypy hiszpanki ten pionier w dziedzinie produkcji bębnów szybko zdał sobie sprawę, że jego projekty powinny odzwierciedlać czystą radość z muzykowania.
Perkusje z ekstrawagancko kolorowymi wykończeniami naprawdę rozkwitły w połowie lat 20. XX wieku. W 1924 r. Leedy oferował swoje metalowe werble w wykończeniu czarnej lub białej emalii, a w następnym roku rozszerzył swoje portfolio o bębny z drewnianymi kadłami. Jednak to było tylko preludium. Ulysses Leedy i jego wizjonerski współpracownik George Way wprowadzili wiele nowości do procesu rozwoju zestawu perkusyjnego, a Way jest uważany za pierwszego, który “owinął” perkusję w kolorowy plastik – o czym później.
Odwieczni faworyci, czyli wykończenia (White) Marine Pearl i Black (Diamond) Pearl konkurowały z szokującymi Red oraz Black Onyx, a także przepięknym Rainbow Pearl. Ludwig deptał po piętach firmie Leedy za sprawą wykończeń Peacock Pearl, Emerald Green, Marble Pearl, Lavender Pearl czy Turquoise Blue.
W 1928 roku firma Slingerland, znana z produkcji banjo, mocno wkroczyła w branżę perkusyjną i natychmiast weszła do współzawodnictwa oferując równie ekscytujące opcje wykończeń, w tym Opal (Peacock), Sea Green i Coral Pearls. Mniej popularne i krótkie serie tych wykończeń są teraz bardzo rzadko osiągalne i kolekcjonerskie.
W tym czasie po raz pierwszy pojawiły się błyszczące wykończenia (sparkle) i producenci rozwijali tę dekorację instrumentów, przyklejając połyskliwe wielobarwne elementy do ich podstawowego wykończenia. To był dosłownie kolorowy karnawał. Ale na tym się nie skończyło. Ogromne 28-calowe bębny basowe z tamtych czasów miały z przodu ręcznie malowane skóry wykonane przez artystów zatrudnionych w warsztatach, często przedstawiające romantyczne, alpejskie sceny. Wewnątrz bębnów umieszczono światła elektryczne, aby nadać blasku naciągom wykonanym ze zwierzęcej skóry i dać magiczną prezentację sceniczną.
Te nowatorskie wykończenia powszechnie określano jako Full Dress. Jednak to nie koniec opowieści. Najbardziej znanym instrumentami perkusyjnymi z lat 20. są werble z mosiądzu, i do dziś pozostają one na szczycie kunsztu rzemiosła perkusyjnego. Najbardziej pożądane są przepięknie ręcznie grawerowane bębny, zwłaszcza te z mosiądzu niklowanego na czarno, z misternie wzorzystymi panelami. Dzisiaj często określamy je sugestywnym mianem “Black Beauty“, przypisanym do firm Leedy, Slingerland czy Ludwig.
Tak jak korpusy, również mosiężne obręcze były często grawerowane i olśniewająco wykończone lakierowanymi imitacjami złota Art Gold (Slingerland) lub Nobby Gold (Leedy). Co ciekawe, kilka werbli zostało w całości pokrytych 24-karatowym złotem. Ludwig nazwał swoją wersję mianem “Triumphal” (“triumfalna”), co wydaje się trafną nazwą.
Kontrastujące kolory
W międzyczasie rozwój technologii lakierniczej zbiegł się na świecie z rozwojem tworzyw sztucznych. Lata dwudzieste XX w. przyniosły rozwój przemysłu motoryzacyjnego, a chemiczny gigant DuPont stworzył linie produkcyjne w oparciu o nowe techniki rozpylania. Producenci bębnów skorzystali z tej nowej wiedzy, która umożliwiła wykonanie gładkiej satynowej powłoki jako wykończenie bębna oraz dała możliwość płynnego rozjaśniania i przyciemniania kolorów (tzw. Fade). Pojawiły się dwukolorowe przecierki w odcieniach takich jak np. niebiesko-srebrny, czarno-złoty i inne.
Będąc jeszcze dzieciakiem, tak jak wielu perkusistów, przyjąłem, że określenie “DuCo” jest skrótem Dual Color, ale w rzeczywistości wywodzi się ono od “DuPont Color” i wskazuje na producenta farb. Ciemno-jasno-ciemna powłoka DuCo była popularna do lat 50., ale potem zaczęła wyglądać staroświecko i została zdegradowana do poziomu bębnów dla uczniów. Dopiero w ostatnich latach wielobarwne wykończenia typu Fade i Burst znów stały się atrakcyjne, teraz jako wykończenia z najwyższej półki i często z mieniącymi się dodatkami (sparkle).
Wróćmy do tych wczesnych plastikowych wykończeń. Były wykonywane z nitrocelulozy (inaczej celuloidu), a firma DuPont używała nazwy Pyralin, pochodzącej od piroksyliny, innego rodzaju nitrocelulozy. Przedrostek piro sugeruje pewien problem, a mianowicie to, że te produkty są po prostu łatwopalne, co nie jest zbyt fajne, gdy mamy do czynienia gorącymi scenicznymi światłami podczas występów.
Rzeczywiście, łatwopalny charakter celuloidu (używanego np. w filmie) doprowadził do opracowania ognioodpornych alternatyw, w tym Mylaru używanego do produkcji plastikowych naciągów do bębnów. Nieuchronnie produkcja bębnów została poważnie ograniczona podczas II wojny światowej. Dotyczyło to również fantazyjnych opcji ich wykończenia. Powrót na właściwe tory zajął kilka lat, ale w międzyczasie celuloid był powoli zastępowany przez bezpieczniejszy octan (włókno octanowe).
Obecnie producenci bębnów używają szerokiej gamy tworzyw sztucznych. Bez zbytniego zagłębiania się w tajniki chemii przemysłowej warto dowiedzieć się co nieco na temat tego, jak rozróżnia się liczne wykończenia perłowe, błyszczące (sparkle), czy brokatowe. Gotowi?
Firmy Mazzucchelli we Włoszech i Delmar w USA to wiodący dostawcy dla wszystkich znanych firm perkusyjnych. To wyjaśnia podobieństwo wielu wykończeń, chociaż mogły one na przestrzeni dziesięcioleci pojawiać się w różnych katalogach producentów perkusji pod rozmaitymi nazwami. Klasyczne wykończenia były oferowane w trzech rodzajach: perłowe (pearl), błyszczące (sparkle) i szklany brokat (glass glitter). Ten ostatni jest dokładnie tym, co sugeruje nazwa – pokruszonym szkłem na kolorowym podłożu. Wymiary cząsteczek szkła miały rozpiętość od bardzo drobnych do dużych, wyraźnych i przyjemnie grudkowatych (jak w przypadku wykończeń instrumentów marek Rogers, Gretsch czy Premier).
Wykończenia typu sparkle składają się z trzech warstw: podkładu, samych cekinów, które w większości są srebrnymi płatkami, oraz kolorowej nakładki, która przekształca blask w nominalny kolor – czerwony, zielony, niebieski i tak dalej. Błyszczące srebro to nic innego, jak wierzchnia przezroczysta warstwa.
Wykończenie perłowe tradycyjnie było wycinane z dużego bloku tworzywa sztucznego. W klasycznym procesie tworzywo sztuczne jest topione w dużym zbiorniku do stanu ciekłego, a następnie mieszane w różnych kolorach, aż do uzyskania pożądanego wzoru. Dało to prążkowany wzór Oyster Pearl (o różnych nazwach, zależnie od producenta) lub ukośne zygzaki znane z bębnów Slingerland w wykończeniach Agate i Tiger Pearl.
Charakter wytwarzania oklein wyjaśnia, dlaczego nie ma dwóch identycznych wykończeń, a także dlaczego niemożliwe było dokładne odtworzenie niektórych oryginalnych historycznych projektów. Gdy materiał ostygnie w fazie produkcji można go pokroić na cienkie arkusze. Tak się składa, że mają one wymiary 54 na 24 cale. Nie jest to idealny rozmiar dla dużych bębnów basowych, ale jak widać Mazzucchelli najwyraźniej nie ma zamiaru powiększać swoich form tylko dla perkusistów.
Klasyczna druga era
Gene Krupa i Buddy Rich wylansowali wzór znany jako White Marine Pearl, który za ich sprawą był zdecydowanie najpopularniejszym wykończeniem perkusyjnym aż do nadejścia ery rock’n’rolla. Wraz z dobrobytem i wyzwoleniem obyczajowym lat 60. powróciła klasyka, ale także dołączyły do niej psychodeliczne nowości, które przyprawiały konserwatystów o ból głowy. Słynne wykończenia Ludwiga Psychedelic Red, Mod Orange i Citrus Mod Pearls zostały uzupełnione o satynowe płomienie Gretscha, Slingerlanda i Camco. Te ostatnie były produkowane z poliwęglanowych arkuszy zawierających małe pryzmaty światła, co dawało efekt 3D. Niestety są one bardzo nietrwałe, podatne na zarysowania i pękanie.
Lata 60. i 70. to także czasy chromu i miedzi (Slingerland), ciężkiego włókna szklanego (Fibes, North, Staccato, Pearl) i przezroczystego akrylowego pleksiglasu (Zickos, a za nim wszyscy inni). Ludwig wjechał z produkcją swoich bębnów Plexiglas Vistalite, które ostatecznie oferowano w szerokiej gamie wzorów i kolorów.
Połączenie kryzysu naftowego z lat 70. z nowymi przepisami dotyczącymi BHP doprowadziło do nagłego zakończenia procederu wytwarzania coraz to bardziej egzotycznych wykończeń na bębnach. Upadek prog rocka w drugiej połowie lat 70. i oddanie przez niego pola przyziemnemu punk rockowi był ostatnim gwoździem do trumny. Punkowi perkusiści nie byliby mile widziani na scenie z bębnami ozdobionymi hipisowskimi psychodelicznymi wykończeniami. Powróciła zwykła czerń.
Nadeszła azjatycka rewolucja, która zaczęła deptać punkowi po piętach. Wcześniejsze japońskie „szablonowe” zestawy perkusyjne dla amatorów miały krzykliwe wykończenia (niektórzy mogliby nawet powiedzieć, że pozbawione smaku), które dziś mają coraz większy, kiczowaty urok. Ale poważny ruch w tej materii zapoczątkowała firma Yamaha z serią Recording Custom, nienagannie wykończoną lakierem Piano Black.
Kiedy Yamaha wylansowała brzozę jako najlepszy budulec dla korpusów bębnów przeznaczonych do nagrywania, genialne rozwiązanie marketingowe polegało na przekonaniu perkusistów o tym, że plastikowe okleiny dławią bębny i że jedynym wyborem pod kątem brzmienia jest połyskliwy lakier. Trudno było dyskutować ze Stevem Gaddem, który reprezentował taką myśl.
Zniknęły kolorowe okleiny, które zastąpiono czarnymi, zielonymi, żółtymi i szarymi wykończeniami. To w latach 80. pojawiły się bezbarwne wykończenia. W latach 90., gdy zaczęto przykładać wagę do konkretnych rodzajów drewna, zyskały popularność naturalne wykończenia. Wprowadzenie twardego egzotycznego drewna (bubinga, jarrah, zebrawood) zwiastowało erę butiku i customu w bębnach z wysokiej półki, które nacierano olejami, woskiem, a nawet i politurą.
Szczerze mówiąc, dziś żyjemy w świecie zbyt bogatego wyboru. Jeden rzut oka na stronę firmy Delmar ujawnia nieograniczone możliwości wykorzystania elastycznych materiałów, od klasycznych octanów po PVC i Sicobloc, nie wspominając o TPU (termoplastyczny poliuretan) i ABS (akrylonitryl-butadien-styren). Wzornik kolorów w ich katalogu uwzględnia najdrobniejsze subtelności barwienia, podczas gdy możliwy jest do zastosowania dowolny projekt graficzny.
Ostatnie zestawy Neila Pearta stanowiły punkt odniesienia dla przyciągającej wzrok ekstrawagancji. Ale dla niektórych nawet one bledną przy wykończeniach Peacock Pearl z lat 20. i Silver Butterfly Wing z lat 30.
O autorze: Geoff Nicholls jest muzykiem, autorem, dziennikarzem i wykładowcą mieszkającym w Londynie. W latach 80. grał na perkusji w wielokrotnie nagradzanym programie telewizyjnym Rockschool (BBC2) i stworzył program Byte The Music dla BBC Radio 3, który zdobył pierwszą nagrodę na New York Radio Festival w 1994 roku. Jego książki to “The Drum Book: A History Of The Rock Drum Kit” (2007) i “The Drum Handbook” (2003). Jest on także jest stałym współpracownikiem magazynu “Rhythm”.
Link do artykułu: https://reverb.com/news/how-drum-finishes-evolved-from-jazz-age-america-through-stadium-rock