Tu byliśmy: Snowman, Blue Note, Poznań, 26.11.2017
To nie był pierwszy w moim życiu koncert poznańskiej grupy Snowman. Widziałem i słyszałem ich na żywo na różnych etapach istnienia i rzeczą, która tym razem rzuciła mi się w oczy (z czasem także w uszy, o czym za chwilę) jest to, że grupa dorobiła się własnej publiczności. Przynajmniej jest tak w Poznaniu. Gdy tylko muzycy weszli na scenę, a wokalista Michał Kowalonek stanął przy mikrofonie, miejsce pod sceną zapełniła młodzież studencka ubrana w większości w obszerne koszule flanelowe.
Frontman zaczął od żartobliwego: “Nazywamy się Snowman i przyjechaliśmy do was z Poznania“, a zespół rozpoczął swój set od spokojnego “Nie mogę oddychać” stopniowo podkręcając tempo, dzięki czemu już w drugim w zestawie “Syria” perkusista Daniel Karpiński mógł wykazać się swoimi zdolnościami do tworzenia świetnych groove’ów (pokazał to szczególnie dobitnie jeszcze w numerze “Holy Fekin Shirt” o nieparzystym metrum, a “Arrivederci Everyone” to popis jego słuchania i wyczucia gry kolegów). Cała kapela była w świetnej formie. Michał udowodnił po raz kolejny, jak dobrym jest wokalistą (górki w “Don’t Stop Me“), partie klawiszy Marcina Szczęsnego były prawdziwą ozdobą utworów (choćby doskonałe “20.000 chwil podwodnej żeglugi“), a Grzegorz Książkiewicz wraz z perkusistą stanowili czujną i świetnie rozumiejącą się bazę dla poczynań pozostałych kolegów.
Snowman nie jest kapelą, w której repertuarze dominują wirtuozerskie partie solowe. Nie ma też popisów akrobatycznych, biegania po scenie, gry na gitarze za głową lub zębami i tym podobnych rzeczy. Tu chodzi o dobrą i fajnie skonstruowaną kompozycję, nierzadko z nośnym refrenem – tego nie zabrakło w takich utworach jak singlowe “Spadam z nieba“, “Znów jesteś sobą“, “Mów do mnie” czy “Niezmiennie“, ale także we wspomnianym już moim ulubionym “20.000 chwil podwodnej żeglugi“. Dzięki temu wielokrotnie podczas występu mieliśmy do czynienia z chóralnym odśpiewywaniem tekstów przez publiczność wraz z wokalistą, co potwierdza przedstawioną przez mnie na wstępie teorię o tym, że Snowman dorobił się własnej publiczności (egzamin ze znajomości słów zdany celująco, nawet siedzący przy stolikach rytmicznie tupali nóżką i podśpiewywali wraz z zespołem).
Zakończyli tak jak zaczęli – spokojny “Lukrowa mać” i balladowe “Faint Story” stanowiły doskonałą klamrę dla tego dobrze ułożonego pod względem dynamicznym i pięknie wykonanego koncertu. Kto nie był – niech żałuje. Kto spośród fanów polskiej dobrej alternatywy jeszcze może być na kolejnych występach zespołu Snowman – niech skorzysta z okazji.
Ponieważ relacjonujemy występ jako portal perkusyjny, nadmienię, iż Daniel Karpiński zagrał na vintage’owych bębnach Premier Olympic oraz talerzach Istanbul Agop, których jest endorserem.
vik
Wcześniejszy drum cam naszej produkcji z udziałem Daniela Karpińskiego podczas koncertu zespołu Snowman można obejrzeć TUTAJ.
Share