W ramach naszego nowego kącika pod hasłem “Pięciu wspaniałych” znane perkusistki i znani perkusiści będą opowiadać o pięciu ulubionych i najważniejszych w ich życiu bębniarzach. Dlaczego pięciu? Bo, z pięciu palców tworzy się mocna pięść (tak, jak w przypadku załogi czołgu “Rudy 102”). Tym razem o swoich bohaterach polski mistrz groove’u, związany z takimi artystami jak Natalia Nykiel, Sorry Boys, a wcześniej m.in. Brodka czy Emigranci – Maciek Gołyźniak.
Ulubieni perkusiści Maćka Gołyźniaka
“Matt Chamberlain, bo to jest dla mnie może nie wzór do naśladowania, bo ja nie jestem fanem naśladowania, ale nie mam nic przeciwko temu, żeby obserwować jak ktoś prowadzi swoją karierę, rozwija się i jak myśli na instrumencie. Tu akurat nie wyobrażam sobie dziś kogoś, kto bardziej by mi się wpisywał w to, co ja bym chciał robić – w taką jednocześnie sidemańską pracę, myślenie o brzmieniu, sposób aranżowania i instrumentacji.
Steve Gadd – to bez dwóch zdań. Tak długo jak długo będzie nam wszystkim dane żyć i jemu chodzić po tej ziemi, tak długo to się nie zmieni. On wyznaczył ścieżkę, którą ja bym chciał podążać w tym sensie, że jego podejście do wspomagania utworów, które gra za pomocą partii bębnów jest najlepsze. Nie sądzę, żeby można to było zrobić lepiej. Steve Gadd bez dwóch zdań.
Z takich osób, których już nigdy nie usłyszymy wymienię Johna Bonhama. Trudno, żeby nie. Będę tłukł ten słynny groove z „When The Levee Breaks” na warsztatach, bo on właściwie zamyka zegar za każdym razem. Na tyle, na ile umiem to odwzorować i odtworzyć, to jest to definicja groove’u, brzmienia rockowego i tego, czego się nie doceniało przez lata, a młodzi mogą tego nie dostrzegać – jak znakomicie myślał na instrumencie o tym, żeby te przegenialne riffy jeszcze przegonić na bębnach. Przecież w tym zespole, przy takim gitarzyście i takim basiście, mógłby grać ktokolwiek 4/4 i to dalej byłoby Led Zeppelin. A tu wychodzi ktoś jeszcze i mówi: „Halo! Ja mam jeszcze taki bęben dla was i was teraz zamiatam”. To są właśnie takie groove’y jak „When The Levee Breaks”. Cóż tu więcej powiedzieć?
Nowy Dave Weckl. Uważam, że ostatnich 10 lat jego kariery (pomijając jego elektryczny okres, którego nie byłem fanem w tym rozumieniu, że dałbym sobie obciąć głowę) to niebywały rozwój kogoś, o kim myślałeś, że już się rozwinąć nie ma dokąd, że to jest wszystko. Tymczasem on skręcił w stronę, która mnie niebywale inspiruje. Będąc jednocześnie tym samym bębniarzem, którym był – nagle jest nowym Davem Wecklem. To dla mnie fenomenalna rzecz, chylę przed tym czoła, bo wydawało mi się, że zagrał już sto procent siebie,a tu się okazuje, że jest nowa odsłona genialnego muzyka.
Na koniec nasz zeszłoroczny kolega z jury – Gary Novak. Nie widzę powodu, żeby uzasadniać. Dla mnie to jest żyjąca legenda i człowiek, który w chwili gdy go poznałem (czyli w drugim składzie Chick Corea Elektric Band) dla mnie przedefiniował granie jazzu elektrycznego.”
Share