O tym, że Tama będzie obchodzić swoje 50-lecie w ostatni weekend maja było wiadomo już pół roku wcześniej, a więc nie było strachu o to, że postpandemiczna rzeczywistość ekonomiczna wymusi oszczędności do tego stopnia, że nie będzie festiwalu. Pierwszy kwadracik odhaczony pozytywnie. Skoro tak, to natychmiast pojawiły się pytania: “Kto zagra?”, “Czy przyjadą wielkie gwiazdy, nawet jeśli nie będą występować?”, “Może będzie Lars, albo Copeland?”. W końcu pół wieku istnienia marki to nie w kij dmuchał.
Nie było Larsa (choć Metallica była w tym czasie w niedalekim Monachium), ani Copelanda, ani Lombardo, ani Kenny’ego Aronoffa. Nie dojechał też Eloy Casagrande, który ma w tej chwili kupę roboty z zespołem Slipknot (to akurat było wiadomo wcześniej). Czy z tego powodu impreza na czymś straciła? Jeśli na czymkolwiek, to wyłącznie na tym, że osobista obecność tych wszystkich gwiazdorów dodałaby nieco “blingu”. Poza tym wszystko odbyło się zgodnie z precyzyjnie opracowanym przez gospodarzy planem i atrakcji dla publiczności festiwalowej nie brakowało.
Zacznijmy od świetnego pomysłu, jakim było zorganizowanie wystawy historycznych zestawów Tama z lat 70., 80. i 90. Nie zabrakło słynnej białej Tamy Artstar II, z którą Lars Ulrich objechał cały świat w ramach trasy promującej czarny album Metalliki. Był też zestaw, na którym Stewart Copeland zagrał trasę z The Police w 2008 r., a także przepiękna Tama Starclassic One Of A Kind z płytkimi, koncertowymi tomami – jedyna taka na świecie. Ponadto można było obejrzeć seryjnie wykonywane zestawy perkusyjne z całej historii marki, np. pierwsze bębny akrylowe Tama z 1974 r., brzozowy Superstar z 1976 r., Fibrestar z 1978 r., czy Artstar Cordia z 1983 r. Tuż obok wystawy zainstalowano elektroniczne stanowisko, na którym można było wziąć udział w konkursie dotyczącym wiedzy o sprzęcie z logo Tama. Organizatorzy nie zapomnieli także o pomieszczeniu, w którym można było sobie “ostukać” kilka zestawów, oczywiście marki Tama, z blachami Meinl. Były też dwa namioty z wydarzeniami pobocznymi. W jednym odbyły się całodniowe warsztaty True Touch Training Boot Camp z wykorzystaniem zestawów Tama True Touch (o których pisaliśmy TUTAJ), z segmentami dla początkujących, a także poświęconymi chopsom, pracy nad prędkością oraz grze na dwie stopy. W drugim przeprowadzono konkurs szybkości w grze na dwie stopy. Nagrodą dla zwycięzcy był właśnie zestaw ćwiczebny Tama True Touch.
Godne osobnego odnotowania było stoisko z gadżetami i pamiątkami. Można tam było wejść w posiadanie pamiątkowych naciągów Evans z nadrukiem Tama 50th Anniversary Drum Festival, a także świetnej poduszki imitującej werbel Tama Bell Brass, który właśnie wraca na rynek. Do tego oczywiście koszulki, czapeczki, pałki i wszystko, co tylko można sobie wymarzyć.
Zanim za swoimi zestawami zasiedli artyści głos zabrał Alex Meinl, który powitał wszystkich przybyłych i zaprosił na scenę Kimihide “Kena” Hoshino – prezesa firmy Hoshino Gakki, do której należy marka Tama. Tama to imię babci Kena Hoshino i jednocześnie żony pierwszego prezesa firmy Yoshitaro Hoshino. Tama Hoshino prowadziła księgowość spółki i to jej imieniem nazwano utworzoną w 1974 r. markę oraz fabrykę. Obaj dżentelmeni uroczyście otworzyli festiwal, a potem przyszedł czas na to, aby chłonąć wrażenia związane z występami gwiazd imprezy…
Simon Gattringer to już uznana marka na rynku niemieckim i austriackim. Występuje z całą plejadą popularnych tam artystów, i to poruszających się w rozmaitych stylach muzycznych, co wymaga od niego wszechstronności. Właśnie tę cechę zaprezentował podczas obchodów 50-lecia marki Tama – pokazał, że doskonale porusza się w prog metalu, funku, hip hopie, ale nie zapomniał też o czopsach i (co chyba najważniejsze) grze “pod piosenkę”, czyli bez przesadnego kombinowania, ale za to z fajnym groovem, żeby niosło numer.
James Stewart po prostu zgniótł wszystkich obecnych. Jego opanowanie całej palety elementów ekstremalnego bębnienia (różne odmiany blastów, szybka gra na dwie stopy przeróżnymi technikami, szybkie przejścia) jest wręcz nieludzkie. Ten gość to po prostu perkusyjny terminator i trzeba stwierdzić, że godnie zastąpił Eloy’a Casagrande, który pierwotnie miał być przedstawicielem ciężkiego grania podczas festiwalu.
Ukrainiec i absolwent Konserwatorium w Charkowie, Paweł Hołodiański (występujący pod zangielszczoną formą swojego nazwiska jako Paul Kholodyansky), zrobił bardzo fajne i mega pozytywne wrażenie. Zdobywca dzikiej karty zagrał mocno, ale z polotem i wyobraźnią. Niestety nie mogliśmy obejrzeć i wysłuchać jego występu w całości, ponieważ musieliśmy biec na umówiony wywiad, ale to, czego doświadczyliśmy wystarcza, abyśmy mieli ochotę wyszukać jego nagrań w sieci.
Anika Nilles nie pozwoliła się zdeprymować kiksowi z laptopem na początku swojego setu i zaprezentowała wszystko, za co podziwiają ją perkusistki i perkusiści, tzn. obłędne groove’y (oczywiście także w nieparzystym metrum), czopsy, przejścia linearne i wspaniały feeling. Zebrała rzęsiste i w. pełni zasłużone brawa maniaków i maniaczek bębnów przybyłych do Gutenstetten.
Sebastian Lanser to również poważny zawodnik na rynku niemiecko-austriackim: czynny muzyk koncertowy i studyjny, a także aktywny edukator. Jego aranże przywodzące na myśl faktury rytmiczne znane z nagrań Devina Townsenda, a także odważna solówka, zrobiły spore wrażenie.
Robert “Sput” Searight zaprezentował oczywiście obłędną technikę, wspaniałe groove’y i gęste struktury jazz/fusion spod znaku Snarky Puppy, ale także nie bał się skowerować utworu “Africa” z repertuaru zespołu TOTO, co uczynił stylowo i z wielkim wdziękiem. Widać było również, że wśród zgromadzonej publiczności było sporo miłośników jego talentu oraz fanów jego macierzystego zespołu.
Simon Phillips to klasa i marka sama w sobie. Jako jedyny tego dnia nie wystąpił solo, tylko z własnym zespołem Protocol V. Byliśmy już świadkami koncertu tego składu jesienią 2019 r. w poznańskim klubie Blue Note. W Gutenstetten było równie dobrze. Ernest Tibbs (gitara basowa), Otmaro Ruiz (instrumenty klawiszowe), Jacob Scesney (saksofon), Alex Sill (gitara) oraz lider to wspaniali instrumentaliści, zgrani jeszcze lepiej niż przed pandemią. Do tego wykonali kilka utworów z najnowszej płyty, wydanej dwa lata temu, co bez wątpienia stanowiło dla nas bonus. W połowie występu Simon opowiedział piękną (choć dość zawiłą, bo obejmującą okres kilku lat) historię o tym, w jaki sposób dowiedział się o istnieniu marki Tama oraz początkach swojej współpracy z Hoshino Gakki. Widać było, że wszyscy obecni (nawet ci ubrani w koszulki z logotypami zespołów w typie rozsypanych gałązek chrustu) chłonęli każdą zagraną przez Phillipsa nutę i każde wypowiedziane przez niego słowo. Warto wspomnieć również o tym, że Simon, zamiast popijać tego dnia winko w garderobie przed wyjściem na scenę, przyglądał się uważnie występom wszystkich perkusistów, wychodząc z założenia, że sztuka perkusyjna bardzo się w ostatnich latach zmieniła i chce doświadczyć tego na własne oczy i uszy. To się nazywa nie popadać w rutynę. Mistrzostwo w czystej postaci!
Imprezę urodzinową można uznać za udaną, a kto tam nie dotarł, może tego żałować. Już odliczamy czas do 60-tych urodzin Tamy!
Zapraszamy do obejrzenia naszej relacji wideo z tego wydarzenia!
Oficjalna strona marki Tama: https://www.tama.com/eu/
FB: https://www.facebook.com/tamadrums / https://www.facebook.com/TamaDrumsPolska
Instagram: https://www.instagram.com/officialtamadrums/
YT: https://www.youtube.com/@TAMAofficial