Za zgodą autora proponujemy tłumaczenie artykułu autorstwa Russa Millera, napisanego dla magazynu Modern Drummer, a dotyczącego niezmiernie ciekawego zagadnienia, jakim jest tzw. ze słowiańska endorsement i umowy endorserskie. Jesteśmy zdania, iż warto, aby każdy zainteresowany profesjonalną grą na bębnach i funkcjonowaniem na profesjonalnym rynku mógł zapoznać się ze zdaniem prawdziwego fachowca, który zęby zjadł na tym biznesie. Aby wszyscy mieli jasność, z kim mamy tu do czynienia zacznijmy od nakreślenia sylwetki autora artykułu.
Russ Miller nie jest może perkusistą znanym wszystkim maniakom bębnów w Polsce, co nie zmienia faktu, że pozostaje jednym z najpoważniejszych zawodników w tej grze na świecie i większość wielbicieli muzyki popularnej i filmowej słyszała nagrania z jego udziałem, nawet o tym nie wiedząc. Płyty z jego udziałem sprzedały się w multi platynowych nakładach, a wiele z nich zostało wyróżnionych nagrodą Grammy®. Współpracował m.in. z takimi artystami jak: Ray Charles, Natalie Cole, Tina Turner, Nelly Furtado, The Fifth Dimension, The Psychedelic Furs, Hilary Duff, Steve Perry czy Andrea Bocelli. Jest on także gwiazdą wśród perkusistów sesyjnych w Los Angeles. Czytelnicy magazynu Modern Drummer wielokrotnie umieszczali jego nazwisko w pierwszej piątce najlepszych perkusistów studyjnych. Ostatni raz było tak w 2015 r., kiedy to zajął miejsce 3.
Russ Miller ma na koncie ponad 300 albumów ze swoim udziałem, w tym numery 1 na liście magazynu Billboard: “Whoa Nelly” Nelly Furtado oraz “Metamorphosis” Hilary Duff. Jego C.V. obejmuje także programy TV (American Idol) oraz ponad 60 filmów kinowych, w tym “Kurczak Mały”, “Słaby punkt”, “Dzielnica Lakeview”, “Resident Evil: Apokalipsa”, czy serie filmów “Percy Jackson” i “Święci z Bostonu”. Nagrał on także cztery albumy solowe: “Cymbalism”, “Arrival”, “Arrival Live” (DVD/CD) oraz “Chagada3” z zespołem Arrival Trio. Prowadzi on także warsztaty i kliniki perkusyjne na całym świecie. W 2014 r. Russ otrzymał doktorat honoris causa Konserwatorium w Szanghaju w Chinach. Jest on również autorem dwóch książek: “The Drum Set Crash Course” oraz “Transitions”, a także trzech szkół video: “Arrival-Behind The Glass” (Hudson Music), “The Drum Set Crash Course” i “The Drum Set Crash Course Tuning Edition” (Alfred Publications). Nasz bohater jest wreszcie siedmiokrotnym zwycięzcą plebiscytu czytelników magazynu Modern Drummer, a jego projekty edukacyjne również zajmowały pierwsze miejsca w swojej kategorii w latach 2001 – 2004.
Russ Miller jest endorserem następujących marek: Mapex, Zildjian, Remo, Vic Firth, Porter & Davies Tactile monitoring, Hercules stands, May E/A Mics, Prologix, SKB, Arrel Audio Electronics, Puresound Snares, Korg, Meinl. Przez wiele lat był on także endorserem bębnów Yamaha.
Sam artykuł (który oryginalnie podzielono na dwie części) rozbiliśmy na dodatkowe dwie, czyli razem cztery części, aby uczynić go nieco strawniejszym ponieważ mamy pełną świadomość, że portal internetowy nie jest najbardziej naturalnym medium służącym do czytania. Uważamy jednak, iż przemyślenia fachowca najwyższej próby wsparte wypowiedziami specjalistów w dziedzinie relacji z artystami, pracującymi dla firm wytwarzających instrumenty, warte są tego, aby widzowie BeatIt również mogli w pełni się z nimi zapoznać. Wersja oryginalna tekstu dostępna jest na stronie http://www.russmiller.com/ w zakładce RUSS’ GEAR i jej rozwinięciu ENDOREMENTS.
Oto pierwsza część tego niezwykle ciekawego artykułu…
Umowy endorserskie…. Znaj swoje miejsce w szeregu, cz. 1
“Ludzie, którzy pragną najwięcej uznania dostają go najmniej, a ci, którzy nie potrzebują go zbyt wiele otrzymują go najwięcej” – Wayne Dyer (amerykański psycholog i autor książek).
Otrzymałem tak wiele pytań dotyczących tego tematu, że zdecydowałem napisać dwuczęściowy artykuł. Temat umów endorserskich z firmami produkującymi instrumenty jest obecnie bardzo gorący. Chcę, aby prawda na temat tego aspektu branży perkusyjnej dotarła do jak najszerszego kręgu odbiorców. Poprosiłem też o pomoc trzech spośród najlepszych specjalistów ds. relacji z artystami w branży, którzy wypowiedzieli się bez owijania w bawełnę. Moim zdaniem ich opinie rzucą trochę światła na kwestie związane z tym tematem. Na początek zajmijmy się podstawami zagadnienia…
Jak działają umowy endorserskie?
Zadaniem producenta jest sprzedawać bębny, a nie rozdawać je za darmo. Jedynym powodem, dla którego firma może dać coś nie oczekując zapłaty lub sprzedać po znacznie niższej cenie jest marketing. Jeśli znany artysta pokazuje się grając na instrumencie danej firmy, to publiczność może nabrać ochoty na zakup identycznego/podobnego sprzętu. Jest to w rzeczywistości granie na nadziei konsumentów, że będą brzmieć lub wyglądać jak ten artysta. Na tej samej zasadzie umowy ze sportowcami są doskonałym narzędziem marketingowym pomagającym sprzedawać buty, ubrania, kije golfowe itd. Dodatkowo najpoważniejsi gracze w danej branży potwierdzają jakość produktu w oczach konsumentów. Producentom zależy na tym, aby konsument myślał: „Skoro jemu/jej się to podoba, to musi być dobre!”. Firmy wytwarzające instrumenty muzyczne niczym się w tym przypadku nie różnią. Tu trafiamy na pierwszy poziom zamętu związanego z umowami endorserskimi, który polega na przekonaniu, iż posiadanie takiego kontraktu uwiarygodnia muzyka w oczach publiczności lub branży, a więc czyni go „sławnym” artystą. Prawda jest dokładnie odwrotna. Jeśli ktoś taki nie jest widoczny, znany, wpływowy przed podpisaniem umowy endorserskiej, to nie ma żadnego powodu, aby taką umowę ktokolwiek mu w ogóle oferował. Prościej mówiąc, może być taniej i efektywniej dać komuś instrument, aby na nim grał niż inwestować w inne formy marketingu. Wszystko to jednak pod warunkiem, że ta osoba jest w stanie wpłynąć na kupujących, aby zaopatrzyli się właśnie w TEN sprzęt. W takim przypadku korzysta zarówno artysta, jak i producent. Zapytałem Boba Terry – weterana w tej branży i managera ds. relacji z artystami (Line 6, Yamaha DTX, NFuzed Electronics) o to, jaka jest obecnie efektywność programów marketingowych opartych o muzyków. Jego zdaniem: „Odpowiednio użyte są one wciąż bardzo efektywne. Muszą mieć pozytywny wpływ na wynik finansowy firmy. Obie strony muszą na tym skorzystać. Zbyt wielu artystów myśli tylko o swoich korzyściach. A ile osób może kupić ten sprzęt dlatego, że to TY na nim grasz?”. Joe Testa (Warner Brothers, Yamaha Drums, Dyrektor Relacji z Artystami w Vic Firth) odpowiada na to pytanie w podobnym tonie. Mówi tak: “Sytuacja gospodarcza zmieniła zasady gry w przypadku endorsingu. Artyści chcą oszczędzić poprzez podpisanie umowy, ale firma musi na tym zarobić. Wszyscy działamy w tej samej gospodarce.”
Umowy endorserskie uległy zmianie. Dlaczego? Kiedy?
Jedno jest pewne – endorsing uległ dramatycznej zmianie w ciągu ostatnich kilku lat. Mówiłem to już w wywiadach i podtrzymuję moje zdanie, że pojęcie endorsingu odwróciło swoje znaczenie na przestrzeni mniej więcej dziesięciu ostatnich lat. Gdy byłem dzieciakiem Buddy Rich był endorserem bębnów Slingerlanda. To znaczyło, że skoro Buddy mówił, że są świetne, to są świetne! Jednak to z pewnością nie znaczyło, że Slingerland twierdzi, że Buddy Rich jest świetny. To Buddy uwiarygodniał produkt, a nie odwrotnie. Gdzieś po drodze, w ciągu ostatnich 10-15 lat znaczenie endorsingu kompletnie się odwróciło w oczach artystów. Wszyscy wypowiadają się w tonie: “Mam deal z tym i tym, więc najwyraźniej muszę być dobry”. To doprowadziło tę gałąź marketingu do solidnego zjazdu w dół. Legenda AR Joe Hibbs (zmarły w lutym b.r. – przyp. tłum.) (Pro-Mark, Tama, Premier, Mapex, Sonor) dodaje: “Młodsi muzycy praktycznie spodziewają się podpisać umowę endorserską traktując ją jako punkt w C.V., który należy odfajkować. Nikt nie wynajmie cię na sesję, trasę, ani nie przyjmie do kapeli z powodu tego jakich bębnów używasz. Kluczem będą zawsze twoje umiejętności, brzmienie i profesjonalizm.” Jeśli to producent instrumentów ma w ręku wszystkie karty w kwestii twojego ewentualnego kontraktu endorserskiego, to znaczy to, że nie masz pozycji odpowiedniej do jej podpisania. Rzecz nie polega na zdobyciu w ten sposób rozgłosu, a już na pewno nie na dostawaniu gratów za darmo. Gdy ja doszedłem do pozycji, w której dostawałem od firm darmowy sprzęt, to już było mnie stać na kupno tego wszystkiego. Wtedy już naprawdę dobrze zarabiałem grając. Jako dzieciak nie mogłem sobie pozwolić na ośmiocalowego splasha. Sprzedawałem swoje dziecięce zabawki na domowych wyprzedażach, żeby kupić bębny i blachy. Chociaż nie miałem pieniędzy na graty, to nigdy by mi nie przyszło do głowy zawracać gitarę firmie Yamaha podpisywaniem jakiejś umowy ze mną. Steve Gadd i Vinnie Coliauta byli endorserami Yamahy, bo byli najlepszymi z najlepszych w branży perkusyjnej. Nigdy nie uważałem, że Yamaha poprawi moją sytuację rynkową. Wiedziałem doskonale, że sam muszę się znaleźć w miejscu, w którym będę potrafił oddziaływać na ludzi jako muzyk. To firmy powinny chcieć, żebyś reklamował ich produkty ponieważ to będzie miało wpływ na ich sprzedaż i renomę wśród konsumentów. Producenci instrumentów nie działają w tym biznesie po to, żeby poprawić postrzeganie twojej osoby. Oczywiście nie mówię tu o artystach regionalnych, a o tych będących marką samą w sobie i tych mających umowy endorserskie na poziomie międzynarodowym lub krajowym.
W następnej części: Rodzaje i poziomy endorsementu.