Podczas tegorocznych targów Musikmesse, które odbyły się, jak co roku, wczesną wiosną we Frankfurcie nad Menem, spotkaliśmy się z kilkoma perkusistami, których umiejętności, dorobek i (jak się okazało w bezpośrednim kontakcie) osobowość zasługują na uwagę każdego, kto interesuje się perkusją, a już na pewno tą rockową.
Nasza relacja z Musikmesse 2017
Will Hunt to bębniarz o sporym dorobku i doświadczeniu. W ciągu z górą 20 lat współpracował z takimi wykonawcami jak Dark New Day, Static-X, Mötley Crüe, Methods Of Mayhem, Staind, Slaughter, Vince Neil, Michael Sweet, Black Label Society, Vasco Rossi czy Device, a obecnie jest członkiem zespołów Evanescence, White Noise Owl oraz Rival City. Z Evanscence będziecie mogli go zobaczyć i usłyszeć już 20 czerwca w warszawskim Torwarze. Will jest endorserem marek Zildjian, Pearl, Remo i Vater.
Will Hunt (Evanescence) w rozmowie z BeatIt, cz. 1
BeatIt: Witamy na kanale dla perkusistów beatit.tv i dziękujemy za to, że poświęcasz nam czas.
Will Hunt: Cała przyjemność po mojej stronie.
B: Spotykamy się na targach Musikmesse. Co tu robisz?
W. H.: Wygłupiam się. Prowadzę tu…nie są to kliniki, raczej prezentacje, co jest całkiem fajne. Podoba mi się taka inna atmosfera. Mogę po prostu grać swoje. Nie ma tu rozkładania na części pierwsze niuansów mojej gry. Zresztą nie jestem pewien, czy potrafię to wytłumaczyć. Gdy ludzie mnie pytają o takie rzeczy, to po prostu odpowiadam: „Graj dużo. To się stąd bierze.” Tu jest fajnie, świetna atmosfera. Spędzam czas z kolegami-muzykami, poznaję nowych ludzi i podziwiam innych bębniarzy, którzy są po prostu zadziwiający. Grają w różnych stylach. Świetnie! Uwielbiam to! Dobre miejsce i dobre wibracje.
B: Co teraz porabiasz w sensie zawodowym?
W. H.: Naturalnie, Evanescence.
B: To się teraz nieźle kula.
W. H.: Zebraliśmy zespół do kupy, co jest fajne. Zagraliśmy trasę w Stanach jesienią i zimą. Było świetnie. Właściwie wszystkie sztuki się wyprzedały. Za tydzień będziemy w Ameryce Południowej przez 3 tygodnie. Potem w czerwcu jedziemy do Europy na 5 i pół tygodnia. W Warszawie będziemy 20 czerwca. Nigdy tam nie byłem, więc nie mogę się doczekać.
B: Będziesz miał czas na zwiedzanie?
W. H.: Z tym jest ciężko. Mamy dzień wolny przed przyjazdem. To zależy. Jeśli przyjedziemy autokarem, to może tak. Jeśli samolotem, to może być ciężko. Bardzo bym chciał coś zobaczyć.
B: A inne projekty? Pracujesz nad czymś?
W. H.: Mam dwa własne zespoły. Oba niedługo będą coś wydawać. Zachęcam do zajrzenia na nasze strony internetowe. Jedna kapela nazywa się White Noise Owl. Mamy już na rynku czteroutworową EP-kę. To jest coś w stylu 30 Seconds To Mars, Radiohead, może trochę U2. Jest to bardzo odmienne od tego, z czego ludzie dotychczas mnie znali. Druga kapela nazywa się Rival City. Wokalista zajął drugie miejsce w programie X Factor USA, nazywa się Jeff Gutt. Gra tam także oryginalny gitarzysta zespołu Filter. Niedługo ukaże się nasz materiał i będzie to bardziej rockowe. To jest trochę mocniejsze. Może nawet nie, sam nie wiem. Te kapele są bardzo różne, ale obie bardzo spoko, więc je obadajcie!
B: Absolutnie! Wróćmy do początków. Jak bębny pojawiły się w Twoim życiu?
W. H.: Pochodzę z muzykalnej rodziny. Mój tata jest lekarzem, ale w sercu jest gitarzystą. Jest muzykiem, a dopiero potem lekarzem. Jest świetnym gitarzystą. On tak nie uważa, ale moim zdaniem jest fenomenalny, naprawdę dobry. Nauczyłem się od niego feelingu. On gra bluesa na gitarze zupełnie jak czarny gość z Delty Mississipi. Jest w tym dobry po prostu. Nie jest wymiataczem, Alem Di Meolą, nic z tych rzeczy. Jest po prostu świetnym gitarzystą z feelingiem. Moja mama jest dobra pianistką. Tata chodził do szkoły z Tomem Petty. Byli kumplami. Byłem więc otoczony muzyką. Potem zobaczyłem Kiss w amerykańskiej telewizji, gdy miałem 5 lat. Pomyślałem: „O Boże! To jest to!”. Chciałem być gitarzystą więc tata kupił mi gitarę. Jako pięciolatek błędnie sądziłem, że wystarczy położyć na niej dłonie, spoko wyglądać, a to fajne brzmienie samo się wydobędzie. Nie miałem pojęcia, że trzeba jeszcze coś zagrać. No to pomyślałem: „Mogę być w tej branży. Bębny wyglądają na dość łatwy instrument.”
B: Nie wiedziałeś, co Cię czeka.
W. H.: O Boże! Wciąż się piorę za to po pysku. Nie. Cieszę się, że jestem bębniarzem. Tak się to potoczyło. Zaczyna się jako hobby. Niektóre dzieciaki grają w nogę, ja też grałem. Dziewczyny tańczą balet czy coś. Tak to się zaczyna, a potem albo zaczyna żyć własnym życiem, albo nie. To wtedy bębny wybrały mnie i zaczęły dawać mi to, czego potrzebowałem.
B: Bębny to bardzo szeroki temat. Jest tyle stylów…
Widać to tutaj.
B: Kiedy zdecydowałeś, że to będzie rock? Mógł to być jazz, blues, zwłaszcza biorąc pod uwagę skłonności Twojego ojca.
W. H.: Gdy byłem dzieciakiem i zaczynałem uczyć się gry, mając jakieś 8 lat, jamowałem z tatą i jego kapelą. Chyba wtedy czynnik feelingu stał się dla mnie podświadomie widoczny. Mój tata słuchał różnych rodzajów muzyki. Kocham Steely Dan. Dużo takiej muzyki było w naszym domu. Ale tak naprawdę przemówili do mnie Kiss, Led Zeppelin i, z jakiegoś powodu, pociągała mnie cięższa muzyka tamtej epoki, którą dziś nazywamy rockiem. Nie powiedziałem sobie: „Kocham tego ciężkiego rocka, ale chcę być szanowanym jazzmanem.” Tak to nie było. Osobiście nie obchodzi mnie co ktokolwiek myśli. Robię swoje. Tak powinno być i tak trzeba żyć. Czułem taką muzykę, chciałem ją grać i myślę, że ona chciała, żebym ją grał.
B: To ma sens. Wciąż przecież możesz być fanem Tower Of Power…
W. H.: Absolutnie. Słucham dużo Steely Dan, Earth Wind & Fire…
B: Ohio Players.
W. H.: Boże! Uwielbiam ich wszystkich! Po prostu kocham grać inną muzykę.
B: Jakie były Twoje pierwsze inspiracje – konkretni goście, albo kapele, które Cię pociągały?
W. H.: Oczywiście Kiss. Istnieje takie błędne przekonanie. Posłuchaj płyt Kiss. Uważam, że Peter Criss i Kiss generalnie nie są za bardzo szanowani. To jest bardzo niefortunne, bo na płytach od „Alive 1” do, powiedzmy, „Love Gun” słychać, że Peter Criss pisał wspaniałe partie perkusyjne. Był bębniarzem w typie bebop/swing. Lubił Buddy Richa, Gene’a Krupę i takie rzeczy. Grał na bębnach w sposób nieortodoksyjny jak na rocka. Swingował, miał sznyt i to mi się podobało. Był też lekko funkowy i brał tym ludzi z zaskoczenia. Gdy byłem w Black Label Society rozmawiałem o tym z basistą JD. Rozmawialiśmy o tym, bo Peter Criss jest jednym z jego ulubionych bębniarzy, a JD był w Berkeley. Criss pisał kompozycje, to były świetne partie, stary! Nie wstydzę się przyznać do tego, że miał na mnie wpływ. Poza tym, oczywiście Led Zeppelin, Van Halen. Uwielbiam Stuarta Copelanda i The Police, zwłaszcza jego grę na hi hacie. Ludzie postrzegają mnie jako gościa grającego mocno, ale jeśli przeanalizujesz moją grę na talerzach, to zobaczysz, że bierze się od niego. Miałem dużo inspiracji, bo słucham wszystkiego. Earth Wind & Fire, zależnie od tego, kto z nimi akurat grał.
B: Fred White był po prostu…
W. H.: Boże! Niesamowity!
Bębniarki i Bębniarze! Przed Wami Will Hunt w pierwszej części wywiadu udzielonego specjalnie dla Was kanałowi beatit.tv! Zapraszamy!