Powiedzieć, że Lady Pank jest instytucją na polskim rynku muzycznym, to nic nie powiedzieć. Niewielu jest wykonawców na naszej scenie, których znają i słyszeli praktycznie wszyscy nasi rodacy – od ósmego do osiemdziesiątego roku życia. Niewielu jest także takich, z których repertuaru dziesięć numerów spokojnie mogłoby się znaleźć w setce najpopularniejszych w historii polskiego rocka. A do tego jest to kapela, która nie odcina tak po prostu kuponów od dawnej chwały, ale regularnie nagrywa nowe płyty i trafia nowe hity.
Istotnym elementem tego zjawiska jest Kuba Jabłoński, który pełni rolę pałkera zespołu nieprzerwanie od bez mała 30 lat i godnie dzierży pałeczkę przejętą od Andrzeja Dylewskiego, Andrzeja Polaka, Jarosława Szlagowskiego i Wiesława Goli. Spotkaliśmy się z Kubą przy okazji poznańskiego koncertu Lady Pank w ramach trasy MTV Unplugged i pogadaliśmy o rzeczach najważniejszych w życiu (tym razem nie były to wyłącznie bębny). Posłuchajcie zresztą Wujka Kuby…
BeatIt: Jeśli dobrze liczę, to w tym roku mija 30 lat od Twojego profesjonalnego debiutu…
Kuba Jabłoński: Nieprawda! Policzyłem to ostatnio i złapałem się za głowę…
BeatIt: Za chwilę będzie 30 z Lady Pank…
Kuba Jabłoński: Nie! To znaczy tak! (śmiech) Ostatnio policzyłem. Moim zdaniem dobrą cezurą do takiego odliczania jest zagranie pierwszego koncertu, za który zarobiłeś pieniądze – z mniej lub bardziej profesjonalnym zespołem, który miał zakontraktowany koncert i na ten koncert pojechał, dostał się, zagrał i dostał za to pieniądze. Taki koncert zagrałem z zespołem w wieku 15 lat i to był mój debiut sceniczny. Zatem, szybko licząc, niedługo będzie 36 lat.
BeatIt: Tym bardziej jest pytanie o to, jak się czujesz w roli perkusisty doświadczonego, a nawet nestora.
Kuba Jabłoński: (śmiech) Nie sądziłem, że takie sformułowanie mnie kiedyś spotka, ale trzeba być gotowym na nowe wyzwania. Bardzo dobrze się z tym czuję. W ogóle uwielbiam życie – nie tylko granie, ale też inne jego aspekty. Jeśli tylko ktoś ma taką możliwość, to polecam mieć od rana dobre nastawienie do wszystkiego, co nas otacza. Nie każdemu to jest dane, nie wszyscy mogą w sobie znaleźć taką motywację. Żyjemy w dziwnych czasach. Kiedyś też tak było, ale teraz być może jest jeszcze bardziej. Żyjemy w szalonych czasach, świat przyspieszył. Jeśli tylko jesteśmy w stanie znaleźć w sobie motywację do najprostszych rzeczy i codziennej rutyny (chociażby, żeby zaraz po wstaniu pościelić łóżko i wieczorem dostać nagrodę pod postacią uporządkowanego łóżka), to polecam taką rutynę. Rzeczywiście chyba brzmię teraz jak jakiś nestor… Wbrew pozorom takie małe rzeczy potrafią nam zorganizować rzeczy dużo większe. Zróbmy sobie na przykład porządek w papierach. To jest strasznie ważne i takiej organizacji nauczyło mnie życie. Polecam to każdemu.
Szanuję każde uwarunkowania i wiem, że nie każdy jest w stanie znaleźć w sobie taką motywację i że bywają różne problemy. Jednak jeśli nie drąży nas żadna choroba i mamy taką możliwość, to celebrujmy to, bo to jest ważne i pożyteczne.
Polecam też zrezygnowanie z używek. Mówię poważnie. Posłuchajcie mnie, bo miałem do czynienia z różnymi rzeczami. Nie polecam, gdyż odstawiając je nagle możecie docenić to, ile czasu macie na inne rzeczy, np. planowanie przyszłości. Trzeba myśleć o tym, co będzie po graniu, co będzie za 20, 30 lat.